-Dobrze wiesz-odparłam, gdy wziął mnie za rękę.
-Taak-mruknął-A już myślałem, że to nas ominie.
-Nie Max.
-Ech-westchnął i usiadł na pierwszej wolnej ławce. Odprowadziłam go wzrokiem, po czym zrobiłam to samo-Nathan mówił, że jesteś zła.
-Byłam-poprawiłam go.
-Czyli już nie jesteś?-wyglądał na zdziwionego.
-Nie.
-Gdybym wiedział, że to cię zdenerwuje to..
-To co?-weszłam mu w pół zdania-Nic byś nie zrobił.
-Mógłbym bardziej uważać.
-Jeszcze bardziej?-zapytałam zaskoczona-W końcu kiedyś i tak musielibyśmy zrobić krok do przodu-uśmiechnęłam się.
-Czyli nic się nie stało?-zapytał dla pewności.
-Jasne, że nie-głowę położyłam na jego barku.
-Mówiłem ci, że cię kocham?
-Hmm.. Nie przypominam sobie-spojrzałam na chłopaka, po czym dałam mu całusa w policzek.
-Kłamca-stwierdził, obejmując mnie ramieniem.
-Też cię kocham-zaczęłam się śmiać.
-Teraz tylko Scooter musi załatwić jakiś wywiad, żebym mógł potwierdzić, że nie jestem singlem.
-Serio?-zdziwiłam się.
-To znaczy niby o to nie chodzi, ale po tym artykule pewne jest, że będą o to pytać-wyjaśnił.
-Nawet nie wiedziałam, że to takie skomplikowane. A tak w ogóle to cały czas zastanawiam się nad dedykacją dla mnie. Ciekawi mnie twoja twórczość.
-Serio chcesz wiedzieć, co bym ci nabazgrał?-delikatnie odchylił się do tyłu.
-Tak-kiwnęłam głową.
-Niech pomyślę..-zmarszczył czoło-Dla dziewczyny z czarującym uśmiechem, o seksownym ciele modelki..
-Wariat-wtrąciłam.
-Jeszcze nie skończyłem.
-Przepraszam. Kontynuuj.
-.. przyszłej żony oraz matki moich dzieci. Kochający cię Max-wyglądał na dumnego z siebie, a ja byłam w lekkim szoku.
-Aż nie wiem, co powiedzieć-szepnęłam.
-Więc mnie pocałuj-wyglądał na wystraszonego. Przygryzłam dolną wargę i musnęłam jego usta, przyciągając go za koszulkę do siebie. Szybkim ruchem (serio, nie wiem jak to zrobił) wziął mnie na kolana, a po chwili czułam jak jego dłonie z bioder przesuwają się w górę tuż pod moje piersi.
-Max-palcami gładziłam jego zarost-Nie tutaj-szepnęłam.
-Jasne-mruknął-Idziemy do mnie czy do ciebie?-zapytał.
-Powinnam wracać do domu, ale jak chcesz to możesz u mnie posiedzieć-wstałam, ciągnąć go za sobą.
-Posiedzieć?-zabawnie poruszał brwiami.
-Tak-wypięłam język-Muszę się na jutro przygotować-i nagle straciłam nastrój na cokolwiek.
-Pomogę ci w czym tylko będziesz chciała-przytulił mnie. Uwielbiam jak to robi. Czuję się wtedy bezpiecznie, to mnie uspokaja, a do tego ma ładne perfumy.
-Max, to chodzi o psychikę. Z tym muszę sama dać radę-wyjaśniłam.
-Dobrze-powiedział bez żadnych protestów i poszliśmy do Niny.
-Mamo, jesteś?-zapytałam w drzwiach.
-Tak-wyszła z kuchni. Oczy miała zaczerwienione od płaczu-Obiad na stole. Nie spodziewałam się gości, ale starczy dla wszystkich-uśmiechnęła się.
-Nie jestem głodny-odparł Łysol.
-Oj przestań-machnęła dłonią-Taki duży chłopak jak ty musi przecież jeść-wzięła go pod rękę i zaprowadziła do kuchni.
-Nie chcę robić kłopotu-czuł się niezręcznie.
-Kłopoty to ty będziesz miał jak zostawisz czysty talerz.
-Ona ma racje-wtrąciłam-Jeśli chodzi o gotowanie i wszystkie jego następstwa nie można sprzeciwiać się mojej mamie-zajęłam miejsce przy stole. Podczas obiadu przyglądałam się Maxowi i Ninie. Nie udawali miłych, oni na serio tacy byli względem siebie.
-Czyli jesteście razem-ni stąd ni zowąd (szczerze.. nie wiem jak to się pisze xd) powiedziała, a ja myślałam, że się udławię pieczenią-Słonko, nie ma co się kryć-dodała, dotykając mojej dłoni-Max, może chociaż ty mi to wszystko wyjaśnisz-poprosiła.
-Hm-odchrząknął-Tak, jesteśmy razem-spojrzał na mnie z miłością.
-I nie można było tak od razu-matka patrzyła ma mnie.
-Nie jesteś zła?-zdziwiłam się.
-Dlaczego?-zapytała-A z resztą. Jak chcesz to porozmawiamy o tym później. W cztery oczy, a teraz lećcie-poleciła.
-Pomogę sprzątnąć-wyrwał się Łysol.
-O nie. Jak ja jestem w kuchni, nikt się nie dotyka do rzeczy-zaśmiała się-Margaret. Na łóżku położyłam ci sukienkę na jutro. Nie pogniećcie jej-zauważyłam, że do oczu napływają jej łzy.
-Dziękuję-pocałowałam ją w policzek i zabrałam chłopaka na górę. Dobrze wiedziałam, że tego chciała. Przy ludziach udaje twardą, a gdy tylko zamknie się w pokoju..
-Szkoda, że nie poznałem twojego taty, bo mama jest w porządku-powiedział, gdy chowałam czarne ubranie do szafy.
-To nie mój ojciec-mruknęłam.
-Ale..-wyglądał na zmieszanego.
-Zostawmy ten temat-spróbowałam się uśmiechnąć-Przepraszam, ale powinieneś już iść. Chcę..
-Nie musimy rozmawiać-przerwał mi-Możemy po prostu poleżeć i tyle-poklepał dłonią miejsce na łóżku.
-Jesteś kochany-musnęłam jego usta i ułożyłam się wygodnie na łóżku, kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się po 8, ale Maxa już nie było. Na biurku leżała karteczka "Misiu, nie chciałem cie budzić. Tak słodko wyglądałaś. Kochający cię Max :*". Jestem ciekawa, o której on musiał wstać. Słyszałam jak Nina krząta się na dole. Chyba robi śniadanie. Zeszłam na dół.
-Jak się spało?-zapytała, stojąc do mnie tyłem.
-Dobrze-wyciągnęłam się.
-Nie dziwię się. Z takim mięśniakiem u boku..
-O której Max wyszedł?-wyjęłam sok z lodówki.
-Po 7-odpowiedziała po chwili zastanowienia.
* * *
Rozglądałam się po cmentarzu i jedyną znajomą mi osobą była Nina, która cały czas płakała. Z kamienną twarzą obserwowałam jak trumna znika pod ziemią. Spojrzałam jeszcze raz na ludzi wokół mnie i ujrzałam pięciu mężczyzn w garniturach, których dobrze znałam. Chciałam do nich podejść, ale mama rano poprosiła mnie, żebym coś powiedziała o ojcu, więc stanęłam przy dole i głośno westchnęłam.
-Może Thad nie był moim prawdziwym ojcem, ale zawsze go traktowałam jak rodzinę-zaczęłam-A on.. Zawsze byłam jego małą córeczką-czułam, że głos mi się łamie-Nigdy nie zapomnę jak jak przewróciłam się, jadąc po raz pierwszy na rowerze. Był w większym szoku niż ja-uśmiechnęłam się-Tego wyrazu twarzy się nie zapomina. Obiecałam sobie, że nie doprowadzę go do takiego stanu. Zawsze mówił: "Patrz sercem, bo oczy mogą być ślepe na otaczające nas piękno" oraz "Chwile są ulotne, zapamiętaj je, a nie rozpamiętuj". I właśnie teraz powinniśmy zapamiętać jego twarz, uśmiech, głos, a nie tkwić w miejscu..-paliły mnie oczy. Szybko stamtąd odeszłam. Uroczystość się skończyła, a obok mnie znaleźli się chłopcy.
-Mieliście nie przychodzić-powiedziałam.
-Mówiłaś, że razem ma nas tu nie być-odparł Siva.
-Co to za różnica?
-Bo ja przyszedłem sam-odparł z powagą Tom.
-Tak samo jak my-dodał Jay. Próbowałam się uśmiechnąć, ale gdy tylko spojrzałam na Nathan, zaczęłam płakać.
-Chodź tu mała-mocno mnie przytulił, a ja ryczałam jak głupia. Dopiero teraz, czułam żal, smutek i złość na Thada za to, że nas zostawił. Długo musiałam tkwić w jego objęciach, bo gdy przestałam się trząść nie było nikogo na cmentarzu.
-Ładnie wyglądasz-wyskoczył Loczek, a ja się zaśmiałam. Max wziął mnie za rękę.
-Czemu nic nam nie mówiłaś?-zapytał Nathan.
-O czym?-dobrze wiedziałam, o co chodzi.
-O adopcji-mulat wyręczył Sykesa.
-Nie ma czym się chwalić. Gdybyście tego nie usłyszeli, pewnie w ogóle byście się nie dowiedzieli.
-Dlaczego?-dopytywał Tom.
-Może nie chciałam waszej litości, a może dlatego, że nawet moja przyjaciółka o tym nie wie, więc dlaczego miałabym wam o tym mówić..
-Spokojnie-Łysol pocałował mnie w czoło-Chodźmy do domu. Zaraz będzie padać.
-Tak-zgodził się z nim Nathan.
-Z resztą dawno u nas nie byłaś-Tom starał się być miły.
-Jasne-tylko na tyle było mnie stać.
______________________________________
Nie chciał opisywać pogrzebu..
Byłam już na zbyt wielu..
Na samą myśl o tym wszystkich chce mi się płakać :(
Rozdział pisany dość długo..
Może właśnie ze względu na tą ceremonie.
Chyba już żadnego z bohaterów nie uśmiercę.. Ewentualnie nie będę wspominać o pogrzebie.
Taki trochę smutny ten rozdział i dziwny, ale jest.
Nie miałam dodawać rozdziałów do września, ale, że początek roku mam 6 września (i boję się, że blogger usunie mi rozdział), doszłam do wniosku, że coś dodam.
Taki trochę smutny ten rozdział i dziwny, ale jest.
Nie miałam dodawać rozdziałów do września, ale, że początek roku mam 6 września (i boję się, że blogger usunie mi rozdział), doszłam do wniosku, że coś dodam.