piątek, 7 lutego 2014

Chwila nieuwagi i czujesz się winnym do końca życia.

Zanim zdążyłam wejść na górę, Max znalazł się obok mnie.
-Nathan dzwonił. Mają problem z dziennikarzami-powiedział.
-To coś poważnego?-zapytałam.
-Krążą po posesji. Muszę wracać-pocałował mnie w czoło.
-Ale jak to? Przecież..
-Wejdę od tyłu. Nie martw się. Nie pierwszy raz będę to robił-uśmiechnął się. Naciągnął kaptur na głowę i wyszedł. No pięknie. I co ja będę teraz robić? Chyba zanudzę się na śmierć. Wyjrzałam przez kuchenne okno i zobaczyłam nowego sąsiada, męczącego się z pudłami na werandzie. Wpadłam na genialny pomysł! Takie rzeczy tylko u mnie w głowie siedzą. Założyłam bluzę i wyszłam na zewnątrz.
-Może pomóc?-zapytałam, przechodząc przez ulicę. Chłopak spojrzał w moją stronę.
-Musi ci się naprawdę nudzić, jeśli chcesz się męczyć z zakurzonymi kartonami-powiedział z założonymi rękami.
-Trafiłeś w dziesiątkę-zaśmiałam się-Too.. Od czego mam zacząć?-rozejrzałam się.
-Może od tamtych rzeczy. Powinny być lekkie-wskazał torby leżące na schodach.
-Gdzie je postawić!-krzyknęłam będąc w środku.
-Jestem za tobą-szepnął. Wystraszył mnie i z tego wszystkiego upuściłam pudło.
-Przepraszam-odwróciłam się twarzą do niego-Mam nadzieję, że nie było tu nic ważnego-patrzyłam z nadzieją, że powie "tak".
-Tylko pare książek-machnął ręką. Odetchnęłam z ulgą-I talerzy-dodał.
-Kto kładzie talerze i książki razem?-zdziwiłam się, a on spojrzał na mnie wymownie-No tak.. Ty.
-Nie przejmuj się tym. Może są całe-wziął karton i zaniósł do pomieszczenia gdzie ma być kuchnia.
-Od kiedy będziesz tu mieszkał?-zapytałam, rozglądając się.
-Dziś będzie pierwsza noc-wyjął książki.
-Co? Przecież tu nie da się żyć-stwierdziłam.
-Może do wieczora sobie poradzimy, hę? A z resztą łóżko mi wystarczy-uśmiechnął się.
-Daj, pomogę ci-już miałam wziąć się za rozpakowywanie rzeczy, gdy ciemny blondyn syknął z bólu. Wyciągnął dłoń, która była zakrwawiona. Spojrzałam na cieknącą krew i zrobiło mi się słabo.
-Powinieneś iść do lekarza.
-Nic mi nie jest-owinął ranę ścierką-Ale chyba ty nie najlepiej się czujesz. Chodźmy na świeże powietrze-wziął mnie za ramię i wyprowadził na patio, gdzie usiedliśmy na schodach-Już lepiej?-bacznie mnie obserwował.
-Tak-odpowiedziałam-Chyba trzeba to opatrzyć-wskazałam na przesiąknięty krwią kawałek materiału.
-Później to zrobię. W którymś pudle mam apteczkę-machnął zdrową ręką.
-Lepiej będzie jak pójdziemy do mnie. Przynajmniej wiem gdzie leży bandaż i woda utleniona-starałam się uśmiechnąć-Ja ci tego nie zdezynfekuję, ale moja mama..
-Ech, niech będzie-pomógł mi wstać.
-Bardzo boli?-zapytałam, wchodząc do domu.
-Niee-mruknął. Wiem, że go boli, a do tego cały czas leci krew.
-Mamo!-krzyknęłam.
-Już idę-odpowiedziała-Co się stało?-zapytała na schodach.
-Mnie nic, ale naszemu nowemu sąsiadowi-wzięłam jego dłoń i pokazałam Ninie.
-Boże-szepnęła-Chodźcie do kuchni-wyjęła apteczkę z szafki. Odwinęła materiał i skrzywiła się na widok podłużnej rany. Znowu zrobiło mi się słabo.
-Poczekam w salonie-starałam się nie stracić równowagi i jako tako dojść do kanapy. Nie moją winą jest to, że krew mnie obrzydza. Lubię czytać horrory, ale w realu.. Fuuu!
-Mogę to zabandażować, ale i tak musisz jechać do chirurga. Chyba będą potrzebne szwy-słyszałam jak mówi Nina.
-Dobrze. Bardzo dziękuję.
-I jeszcze jedno.. Nie noś ciężkich rzeczy, bo rana może się poszerzać-ostrzegła go.
-Będę pamiętał. Magi, dziękuję za pomoc-wszedł do pomieszczenia-I przepraszam.
-Wren nie masz za co. To ja powinnam to zrobić. Przeze mnie się skaleczyłeś-sąsiad zajął miejsce obok mnie, a ja serio czułam się winna.
-Margo, jadę do Cat-przerwała nam Nina-Będę wieczorem. Do zobaczenia.
-Do widzenia.
-Pa-i oto właśnie takim sposobem zostaliśmy sami. Zrobiła to specjalnie. Mogę się o to założyć.
-A wracając do tematu..-słodko się uśmiechnął-Byłem nieuważny i tyle.
-Pff.. Dla mnie to możesz nawet czołgiem przyjechać, a zdania nie zmienię-zażartowałam.
-Zapamiętam-jego twarz wyrażała małe, skupiające się dziecko. Jak to niektórzy mówią "można by je schrupać". Oczywiście też się uśmiechnęłam.
-Czemu się tu przeprowadziłeś?-zapytałam.
-Studiuję na Oxfordzie. Wiesz, stąd jest bliżej niż z Irlandii.
-No tak. Chcesz coś do picia?-zaproponowałam.
-Czemu nie-wzruszył ramionami. Zrobiłam dwie herbaty i wróciliśmy do rozmowy.
-Co studiujesz?-usiadłam wygodnie na sofie.
-Medycynę. To na razie pierwszy rok, ale chcę zostać chirurgiem. Dziwny zbieg okoliczności, prawda?-uniósł zabandażowaną dłoń.
-Tak-było mi go szkoda. Widać, że krew dalej leciała i cały opatrunek zaraz będzie do wymiany.
-A ty, co robisz?-zauważył jak przypatrywałam się bandażowi.
-Kończę liceum-spojrzałam w jego oczy.
-I co potem?
-Nie mam pojęcia-zrobiłam wielkie oczy.
-Chyba jak każdy.
-Raczej tak-biorąc kubek ze stolika, zaczepiłam nogą jego dłoń. Jęknął z bólu-O nie. Wstawaj!-poleciłam mu-Jedziemy do lekarza.
-Nie-odparł krótko.
-Jakoś mnie to nie interesuje-zadzwoniłam po taksówkę.
-Ale jesteś uparta-przewrócił oczami.
-Wiem-napisałam karteczkę z informacją gdzie jestem, gdyby Nina wróciła przede mną-Pakuj się do auta-powiedziałam.
-Panie przodem otworzył mi drzwi.
-Masz dokumenty?-zapytałam w drodze.
-Prawo jazdy zawsze noszę przy sobie.
-Ok.

*   *   *
Ile można czekać? Zaczęłam się niecierpliwić. No sorry, ale po 40 min siedzenia chyba mam do tego prawo. Wreszcie moim oczom ukazał się Wren. Automatycznie się uśmiechnęłam. Spojrzałam na jego dłoń. Opatrunek był mniejszy. To dobrze.
-I jak?-zapytałam.
-Dostałem środek znieczulający i jest znośnie-odparł.
-Miał pan dużo szczęścia. Proszę podziękować znajomej-wtrącił lekarz i odszedł.
-Dziękuję za to, że jesteś uparta-pokazał zęby w szerokim uśmiechu.
-Nie ma za co-machnęłam ręką-Rana była bardzo głęboka?
-Nie. Tyle, że miałem jeszcze drobinki szkła-powiedział to tak, jakby zdarzało mu się to na co dzień.
-Brzmi groźnie. Masz szwy?-no co? Jestem po prostu ciekawa.
-Tak. Za tydzień mam się tu pokazać. Masz ochotę na spacer, czy zadzwonić po taksówkę?-zapytał, gdy wyszliśmy na zewnątrz.
-Spacer.. może być-była ładna pogoda, co rzadko zdarza się w Londynie, więc trzeba korzystać, prawda?
-Magi..?-mruknął.
-Tak?-zapytałam pół przytomna.
-Chyba się zamyśliłaś-powiedział niepewnie.
-Troszeczkę. Często tak mam-machnęłam ręką.
-Hmm-chrząknął.
-Tom?-zdziwiłam się widząc, idącego naprzeciw nam bruneta-Co ty tu robisz?
-Chciałem zapytać o to samo-spojrzał przelotnie na Wrena-Idę po wyniki, a ty?
-Robiłeś badania? Czekaj.. Idziesz po wyniki? Max mówił, że macie oblężenie reporterów..
-Dlatego wyszedłem..
-Takim sposobem jak Max wszedł?-przerwałam mu.
-Dokładnie-uśmiechnął się-Więc? Co tu robisz?-dociekał.
-Wren z mojej winy się skaleczył. Wyglądało groźnie i przyjechaliśmy-wyjaśniłam-Na co się badałeś?
-Na głowę-zaśmiał się.
-Oj, to już za późno na leczenie-klepnęłam go w ramię. Mój sąsiad tylko przysłuchiwał się rozmowie.
-Nie no. Kelsey musiała zrobić parę testów, dotyczące tych zajęć tanecznych.
-No tak.
-Dobra, spadam. Bo jeszcze zamkną laboratorium i że tak powiem: będę w dupie-pomachał mi na pożegnanie.
-Dobry znajomy?-zapytał ciemny blondyn.
-Tak. Bardzo dobry.

*   *   *
Wreszcie w łóżku! Ten dzień był bardzo męczący, a teraz mogę spokojnie sobie pójść spać *o*
Jestem padnięta! Wieczorem pomogłam Wrenowi wtaszczyć resztę pudeł do domu. Niestety, przez to zaniedbałam mojego chłopaka, nie odpisując na jego smsy. Nawet teraz nie mam siły, żeby wyciągnąć rękę po telefon. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

-Kochanie, wstawaj-usłyszałam Ninę. Otworzyłam oczy i spojrzałam jak kładzie czyste ubrania na biurko.
-Masz wolne?-zdziwiłam się. Chyba jeszcze nigdy nie miała wolnego.
-Nie. Mam biznesowe spotkanie o dziesiątej-usiadła na brzegu łóżka.-A ty jakie masz plany na dziś?
-Znając życie i Nathana to całe the Wanted wpakują się nam na chatę-westchnęłam-Masz coś przeciwko?
-Nie o ile niczego sobie i tobie nie zrobią-pogładziła mnie po policzku.
-O to nie musisz się martwić.
-Margo nie chcę, żebyś czuła się przesłuchiwana, ale muszę o coś zapytać-zaczęła niepewnie.
-Jasne, mów-próbowałam ją zachęcić.
-Jak poznałaś Wrena? Z tego co zauważyłam to jest starszy od ciebie.
-Mamo..-usiadłam-Przyszedł do nas i się przedstawił. I jest tylko rok straszy-wyjaśniłam-U Maxa jakoś nie masz z tym problemu.
-No właśnie Słońce. Masz Maxa. Musisz uważać, żeby ich nie zranić.
-Wiem. Po prostu jestem miła-westchnęłam.
-Muszę już iść. Pa-pocałowała mnie w czoło i wyszła. Czy ona pomyślała, że zdradzę Maxa z sąsiadem? NIGDY! No.. Czasem zdarzają się takie sytuacje, ale tylko w filmach, a Wren to tylko kumpel.
Wstałam, ale nie chciało mi się przebierać, więc poszłam zjeść w rozciągniętej koszule i bieliźnie. Nie byłam za bardzo głodna, ale zmusiłam się na musli z jogurtem. Usłyszałam dzwonek. Zerknęłam przez szybę w drzwiach kto to, a gdy ujrzałam mojego chłopaka, otworzyłam.
-Hej-uśmiechnęłam się.
-Cześć-cmoknął mnie w czoło. Za nim weszła reszta grupy. Kurde, nie widziałam ich wcześniej. Tak to bym nie otworzyła póki się nie przebiorę, a teraz..
-Sexi wdzianko-zażartował Nathan, przytulając mnie, a ja zrobiłam się czerwona na twarzy.
-Rozgośćcie się, a ja pójdę się ogarnąć-ściągnęłam niżej bluzkę i szybkim krokiem poszłam na górę. Gdy wyjmowałam ciuchy z szafy, usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Georga.
-Czemu nie odpisałaś?-zapytał.
-Przepraszam, nie miałam siły-wyjaśniłam.
-Tom mówił, że cię wczoraj widział.. Z jakimś chłopakiem-widać, że był z tego niezadowolony.
-Tak, spotkaliśmy się-przyznałam mu rację, przebierając się.
-Z kim byłaś?
-Z sąsiadem. Max, proszę cię. Daruj sobie i mnie to przesłuchanie-westchnęłam.
-Ja po prostu jestem ciekawy-rozłożył się na łóżku. Mimo umięśnionego ciała wyglądał bardzo niewinnie, wręcz uroczo. Zajęłam miejsce na krześle, bacznie go obserwując. Widziałam, jak spina i rozluźnia mięśnie przedramion.
-Ciekawy, czy zazdrosny?-starałam się uśmiechnąć.
-Zgadnij-podszedł do mnie i mocno mnie objął. Poczułam jego ciepło i moje ulubione perfumy.
-Jesteś kochany-dałam mu całusa.
-Może powinniśmy wrócić. Boję się, że spalą ci kuchnię-powiedział chłopak.
-Oni robią coś w kuchni?-zdziwiłam się.
-Tom zgłodniał.
-O Boże-wystraszyłam się i pędem rzuciłam się po schodach. Na szczęście nie czułam spalenizny ani nie słyszałam sygnału wozu strażackiego. Wręcz przeciwnie. W powietrzu unosił się zapach tostów.
-Głodna?-zapytał Jay. Patrzyłam jak chowa toster.
-Nie-pokiwałam przecząco głową-Co robicie?
-Jemy-odparł Parker z pełną buzią. Tylko westchnęłam.
-Kuchnia cała?-przytulił mnie Max.
-Tak-uśmiechnęłam się.
-To dlatego byłaś taka wystraszona-Nathan machał na lewą i prawą ciepłym chlebem.
-Raniiiiisz-Siva udawał smutnego.
-Może jak się już najecie to pójdziemy się przejść?-zaproponował Łysol.
-O nie. Nie mam zamiaru uciekać przed fankami przez pół miasta.
-Oj Magi-mruknął Sykes.
-Przecież to świetna zabawa-zaśmiał się loczek.
-Niee.
-To chodźmy do kina. Zadzwonię po dziewczyny i możemy iść-mulat wyciągnął komórkę z bluzy.
-Ta opcja mi się podoba-poparłam Irlandczyka.
-Nath, zadzwoń po Agathę. Może chciałaby pójść z nami-zaproponował Max. Wraz z Sykesem wymieniliśmy się spojrzeniami.
-No nie wiem..-zaczął niepewnie.
-Jak ty nie zadzwonisz to ja to zrobię. Przecież dobrze się bawiliście w Las Vegas.
-Cały czas sam na sam-zachichotał Tom.
-Dobra! Zapytam się-dał im za wygraną i wyszedł z telefonem przy uchu.
____________________________________
Dziękuję za te nominacje :D
Jesteście kochane <3
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Pisany chyba z miesiąc o.O
I straszne długi wyszedł. Nie wiem dlaczego :P
Także ten.. Czekam na wasze wrażenia w komentarzach :)