sobota, 27 lipca 2013

Taaaakie sexiaki

Tak, to pewne. Ojciec nie żyje. Nina wszystko mi wyjaśniła. W samochód Thada wjechała ciężarówka. Zderzyli się czołowo. Jak się okazało, kierowca ciężarówki był pijany. Mama załamała się psychicznie i nie wychodzi z pokoju, a ja.. Ja nic nie czuję. Już nic. Za trzy dni pogrzeb. Środa. Nigdy nie lubiłam tego dnia. To w środę zdecydowałam się iść na casting. To tego dnia umarł mój tata i tego samego zostanie pochowany.
Postanowiłam iść do szkoły. Już dawno mnie tam nie było. Czuję się jakbym miała wiecznie weekend.
-Patrz, to chyba ta z tego.. no.. tego teledysku-usłyszałam szept za plecami.
-Głupia jesteś. Na stówę to nie ona.
-No jak nie?
-No tak. Tamta była starsza i w ogóle-prychnęła jedna z dziewczyn. Odwróciłam się i spojrzałam na nie ze zdziwieniem. Muszę przyznać, że nie jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak szybko chodził.
-A już myślałam, że nie przyjdziesz!-Lola krzyknęła z końca korytarza.
-Wystarczy tego wolnego-uśmiechnęłam się.
-Też tak uważam. Widziałaś tego nowego, a raczej dwóch?-zabawnie poruszała brwiami.
-Niee.. Chcę ci przypomnieć, że dopiero weszłam do szkoły.
-No tak. No to słuchaj. Taaaakie sexiaki, że nic tylko brać-zaśmiała się.
-Ale ty głupia jesteś.
-Też cię kocham-dała mi całusa w policzek.
-Hhhej-poczułam, że ktoś klepnął mnie w ramię-Szukam.. Magi?-zdziwił się na mój widok.
-Paul, no cześć-byłam zaskoczona.
-O, hej-Pieter pomachał.
-Dobrze, że cię widzę-odetchnął z ulgą-Jakoś z Piotrkiem nie możemy się ogarnąć.
-Wszyscy w Polsce są tacy?-zapytałam.
-Czyli jacy?
-No..-już chciałam powiedzieć przystojni, ale się powstrzymałam-Nieumiejący się odnaleźć.
-No sorry, ale jak wcześniej chodziłem do małej budy to teraz jest ciężko-wyjaśnił. Lola chrząknęła.
-A tak. To moja koleżanka..
-Przyjaciółka-wtrąciła-Lola jestem.
-Paul i Pieter-podali sobie dłonie. Dobrze wiedziałam, że gdyby nie było tyle ludzi, rzuciłaby się na któregoś z nich, a możliwe, że nawet na dwóch, pomimo tego, że ma chłopaka.
-To w czym wam pomóc?-zmieniłam temat, widząc jak dziewczyna pożera ich wzrokiem.
-Sala 12..b-odparł po spojrzeniu w kartkę Pieter.
-Korytarzem prosto. Na drugim rozwidleniu w prawo, potem dwa razy w lewo i sala po prawej-uśmiechnęłam się. Obaj wyglądali na zdziwionych-Żartuję. Trzecie drzwi po prawej.
-Dzięki-i poszli.
-Skąd ty ich znasz?!-zapytała Lola.
-Wczoraj się poznaliśmy-wzruszyłam ramionami.
-Mama mi mówiła, co się stało. Bardzo mi przykro-nagle posmutniała.
-W porządku. Mówi się trudno.
-O której pogrzeb?
-Nie chcę, żebyś była-powiedziałam.
-Ja też nie, ale matka mnie zabije jak nie pójdę-krzywo się uśmiechnęła. No tak, nasi rodzice znają się od kiedy poszłyśmy do pierwszej klasy.
-O 11.
-Będę na pewno-poklepała mnie po ramieniu i poszła na zajęcia. Okazało się, że mam połączone lekcje z drugą grupą (Pieter i Paul+jakieś plebsy), więc cały czas zerkałam na wysokiego blondyna.
-Idziecie na lunch?-zapytałam chłopców. No co? Trzeba przywitać nowych, prawda?
-Jasne-odpowiedzieli równo i poszliśmy na stołówkę.Po drodze zgarnęłam jeszcze Lolę. Każdy wziął po kanapce i zaczął ją wcinać.
-Muszę przyznać, że nie sądziłem, że jeszcze cię spotkam-Paul wymachiwał kanapką na wszystkie strony.
-Przypadek? Nie sądzę-uśmiechnęła się Lola.
-Przeznaczenie-szepnął, nachylając się nad stolikiem Pieter.
-Jasneee, dobrze, że nie duchy-zażartował blondyn.
-Śmiejcie się, śmiejcie-oburzył się brunet-Oglądaliście "Oszukać przeznaczenie"?
-Taaa-każdy przytaknął.
-No właśnie..-odparł, ale nikt nie zajarzył o co mu chodzi.
-Wybaczcie. On jest dziwny-Paul usprawiedliwiał kumpla.
-Nie ma sprawy-machnęłam ręką.
-Margo, to w środę ciebie nie będzie, tak?-Lola zmieniła temat.
-No nie-odpowiedziałam i zadzwonił dzwonek.
-Planowane wagary?-po lekcjach usłyszałam za sobą głos wczorajszego ochroniarza.
-Co? Kiedy?
-W środę.
-Chciałabym, ale nie-uśmiechnęłam się. Spojrzał się dziwnie.
-Margo! Cześć!
-Max-zdziwiłam się.
-Już myślałem, że nie wyjdziesz z tej szkoły-przewrócił oczami i spojrzał wrogo na Paula.
-Do jutra-pomachał mi blondyn i szybkim krokiem odszedł. Nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć.
-Nie przywitasz się?-łysol zapytał zalotnie. Uniosłam wzrok do nieba, po czym przytuliłam chłopaka-Tylko tyle?-posmutniał.
-Jak zasłużysz to w domu będzie więcej-puściłam do niego oczko.
-To chodźmy-wziął mnie za rękę, którą wyrwałam.
-Co ty robisz?-szepnęłam.
-Przepraszam. Cały czas zapominam-podrapał się po głowie.
-Nina wróciła-powiedziałam. Głoski tworzył całość, ale w mojej głowie wydawały się być wyrwanymi literami z alfabetu-W środę pogrzeb-patrzyłam przed siebie, a Max zatrzymał się i mocno mnie przytulił. A co ja zrobiłam? Oczywiście, że palnęłam głupotę-Ludzie patrzą.
-Margo rozumiem, że chcesz być dzielna, ale to był twój ojciec. Nikt nie będzie się z ciebie śmiał, że płaczesz i to przeżywasz.
-Nie mów do mnie Margo-ruszyłam w stronę domu i załamanej matki.
-Zaczekaj-usłyszałam za sobą, gdy weszłam na teren parku-Zatrzymaj się-szarpnął za mój nadgarstek, przyciągając mnie do siebie. Czułam jak jego klatka piersiowa porusza się coraz szybciej. Przycisnął mnie do drzewa, cały czas patrząc w oczy-Mam w dupie, co myślą inni. Muszę to zrobić, bo zaraz zwariuję. I żebyś nie zrzucała całej winy na mnie to wszystko przez ciebie-złapał mnie za żuchwę i trafił swoimi ustami na moje, mocno je całując. Bez chwili wahania oplotłam ręce na szyi Maxa i oddałam całusa. On bardzo napierał, a ja już całymi plecami opierałam się o korę. Jedna dłoń łysola powędrowała na moje biodro, gdy moje piersi przygniatane były przez jego ciało. Wiedziałam, że się wszyscy gapią, ale teraz mnie to nie obchodziło. Przypomniało mi się dziecko. Moje i Maxa. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Co jest kotku?-George odsunął się ode mnie jaj poparzony-Coś się stało? To moja wina?-zaczął panikować.
-Nie-szlochałam.
-No przecież widzę-pogłaskał mnie po policzku.
-Boo.. Max, powinieneś o czymś wiedzieć-szepnęłam.
-Co?-zaniepokoił się-Powiedz.
-Ale nie tutaj.
-Tu. Mago, martwię się.
-Poroniłam-przyłożyłam dłonie do podbrzusza.
-Co? To niemożliwe!-chodził w tę i z powrotem-To dlatego źle się czułaś. Nie piłaś.
-Tak.
-Boże, nie wierzę.
-Wiem, że to źle wpłynęłoby na twoją karierę.
-Co? O czym ty w ogóle mówisz?-głos mu drżał. Usiadł na ławce, a ja odprowadziłam go wzrokiem-Siadaj-poklepał miejsce obok-Nie płacz już-delikatnie musnął moje usta.
-Nie jesteś zły z tej ciąży?
-Nawet jeśli bym był to tylko na siebie. To ja się nie zabezpieczyłem. Żałuję, że nie mamy dziecka.
-Jak to?
-To chyba jedyny sposób, żeby cię przy sobie zatrzymać-uśmiechnął się nieśmiało.
-Nigdzie się nie wybieram-pogładziłam go po karku i pocałowałam. Czy to oznacza, że jesteśmy oficjalnie parą?
______________________________________
Takie cóś mi wyszło :)
Mam nadzieję, że się podoba, bo jak nie... to będzie WPIERDOL! hahahhahahah xd żart

poniedziałek, 8 lipca 2013

Za górami, za lasami..

Nie czułam się najlepiej (chyba przez te piwo po tabletkach..). Max chyba to zauważył, bo cały czas na mnie patrzył.
-Coś nie tak?-zapytałam, gdy staliśmy na korytarzu.
-Jesteś taka śliczna-westchnął, po czym usiadł na schodach prowadzących na piętro. Zrobiłam to samo.
-A ty jesteś..-czubki naszych nosów stykały się ze sobą, a gdy George chciał mnie pocałować, dodałam-..pijany-i szeroko się uśmiechnęłam.
-Chciałaś powiedzieć ‘zakochany’-poprawił mnie.
-Oczy też ci się świecą z miłości?-uniosłam prawą brew, a on bawił się luźnym kosmykiem moich włosów.
-Tak-przytaknął-Możemy sprawdzić w moim pokoju jak długo będą się świeciły.. Przy zgaszonym świetle-zabawie poruszał brwiami. Przewróciłam oczami.
-Oj Maxiu, Maxiu.
-Tak złotko?
-Powinnam wracać do domu. Nina mogła już wrócić-w tym momencie męczyło mnie dziwne uczucie.. Kurde, czułam się winna. Jestem tu zamiast w domu czekać na mamę. Ona na pewno przechodzi teraz piekło. Też powinnam. Ale nieee, wolę się gapić na ten przygłupawy uśmiech Maxa.
-Ale nie wrócisz, tak?-przymrużył oczy. Chyba w tej chwili myślał..
-Muszę-pogładziłam go po policzku.
-Jak sobie pójdziesz to na stówę zrobię coś głupiego-wyznał.
-Poproszę Toma, żeby cię przypilnował.
-Czy ty słyszysz, co mówisz?-zapytał. Tak, on na trzeźwo nie zająłby się starym chłopem, a co tu mówić o pijanym Parkerze.
-Pardąąą-wybełkotał Jay, chcąc dostać się na górę z jakąś dziewczyną. Nie wnikam, co chcieli robić..
-Oczywiście-łysol się uśmiechnął i przesunął tyłek w moją stronę. Jego ręka leżała na moim udzie i zaczęła „iść” wyżej.
-Przestań. Jeszcze ktoś zobaczy-mruknęłam.
-Tu wszyscy są pijani. Jutro albo nic nie będą pamiętać, albo wmówi im się, że to omamy, czy jakieś inne gówno.
-Ciekawiej będzie jak ktoś zrobi zdjęcie-spojrzałam na niego wymownie.
-Ok. Od teraz trzymam ręce przy sobie.
-Bardzo dobrze, bo idę do łazienki-wstałam i podreptałam na piętro. Kątem oka zauważyłam, jak drzwi od pokoju McGuinesa (chyba) się zamykają. Zdążyłam usłyszeć jak krzyczy „Iza kotku!”. Niestety toaleta była zajęta. Ktoś położył dłoń na moim ramieniu, a ja krzyknęłam i odwracając się, uderzyłam tego kogoś łokciem w brzuch. Oczywiście to nie było celowe. To taki odruch..
-Ałć-chłopak jęknął.
-Przepraszam-zrobiłam wielkie oczy. Nie sądziłam, że kogokolwiek potrafiłabym skrzywdzić. Nawet głupiej muchy nie umiem zabić. Ona jest za szybka, a tą packą nie da się nic zrobić.
-Spoko, żyję-uśmiechnął się, ale to bardziej był grymas. Widziałam jak uniósł koszulkę, by sprawdzić, czy nie ma siniaka. Ale miał boski kaloryfer *____*.
-To dobrze. Nie chciałabym mieć nikogo na sumieniu.
-Jestem Paweł. To znaczy Paul-podał mi rękę (Iza, PAAAAWEŁ ^^).
-Magi-uścisnął moją dłoń. Był wysokim blondynem o niebieskich oczach. Włosy, hmmm.. były w lekkim nieładzie.
-Czemu nie bawisz się na dole?-zapytał.
-Trochę tam głośno. Myślałam, że tu będzie lepiej, ale się myliłam-odparłam. No co? Przecież nie mogłam mu powiedzieć, że przyszłam do kibla!
-Na zewnątrz jest ok-włożył ręce do kieszeni.
-Paweł cioto!-usłyszeliśmy ze schodów męski głos.
-Idę patafianie!-krzyknął-Muszę iść. Do zobaczenia. Mam nadzieję.
-Pa-pomachałam mu i szybko wskoczyłam do toalety póki była wolna. Zrobiłam, co musiałam i lekko uchyliłam drzwi, żeby nikogo nie uderzyć. O dziwo korytarz był pusty, a na schodach nie było Maxa. Znowu poszedł pić.. Chciałam się pożegnać przed wyjściem, ale jak na złość żadnego z lokatorów nie mogłam znaleźć. Wysłałam łysolowi sms, że jestem już w domu (dobrze wiem, że przeczyta go rano dopiero po zażyciu tabletek przeciwbólowych). Niepostrzeżenie wyszłam z budynku. Nie było to trudne zadanie przy takiej liczbie osób.
-O, jednak się spotkaliśmy-na chodniku stały dwie osoby. Dopiero, gdy podeszłam bliżej rozpoznałam jedną z nich.
-Nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko-przyznałam.
-Ja też-chłopak się uśmiechnął. Drugi zaś odchrząknął-Ta.. Zapomniałem..-mruknął-Poznaj Pietera.
-Magi-podaliśmy sobie dłonie.
-Idę do środka-oznajmił brunet i poszedł. Chyba był brunetem.. Przez te ciemności nic nie widać.
-Ja też będę lecieć-uśmiechnęłam się.
-A ty dokąd?
-Do domu.
-Nie podoba ci się impreza?
-Jest ok, ale muszę wracać-wyjaśniłam.
-I nic nie da się zrobić?-w odpowiedzi wzruszyłam ramionami-Wracasz sama?-zapytał nieśmiało.
-Jakoś nikt nie chce poświęcić imprezy z the WANTED dla mnie-zażartowałam.
-Ja poświęcę. Mogę?
-Taaaak-szepnęłąm-Tak-powtórzyłam.
-No to chodźmy-uśmiechnął się-O drugiej nad ranem robi się zimno-przerwał ciszę.
-Mi to jakoś nie przeszkadza.
-Masz gęsią skórkę-dotknął mojego przedramienia, co spowodowało, że przeszedł mnie dreszcz-Masz-podał mi swoją bluzę.
-Nie trzeba-nie chciałam jej wziąć.
-Oj daj spokój. A jak się przeziębisz? Nie chcę mieć nikogo na sumieniu-spojrzał mi w oczy.
-Dobra-założyłam ciepły, przesiąknięty perfumami i alkoholem materiał.
-Grzeczna dziewczynka.
-Skąd znasz chłopców?-zmieniłam temat.
-Nie znam.
-Więc..
-Skąd się tam wziąłem?-przerwał mi.
-Właśnie.
-Tańczę z Piotrkiem w grupie Kelsey. Zaprosiła nas-wzruszył ramionami. Dziwnie na niego patrzyłam-Pieterem-chyba się zaczerwienił.
-Nie jesteście stąd-to było bardziej stwierdzenie.
-Za górami, za lasami, za głębokim, błękitnym morzem jest taka kraina jak Polska.
-Haha-zaczęłam się śmiać.
-Serio, jestem Polakiem.
-Wiem.
-Niby jak?-zdziwił się.
-Cały czas mylisz imię, a to dość dziwne, bo to twoje imię i mówisz z akcentem-wyjaśniłam-To tu-wskazałam na budynek za sobą. Nikogo w środku nie było, bo światła były pogaszone. Chyba, że Nina poszła spać.. Ale na pewno by do mnie zadzwoniła. 
-Już?-wyglądał na zdziwionego.
-Dziękuję-oddałam jego bluzę. W tym momencie nasze dłonie się dotknęły. Chłopak na mnie spojrzał.
-Yy.. Dałabyś mi swój numer? Wiesz.. nie znamy tu nikogo..-wyjaśnił.
-Ok-uśmiechnęłam się i podałam ciąg cyfr. Spojrzałam na ulicę. Jechał stary Chevrolet impala. Taki widziałam tylko w filmach. Facet słuchał "Heart Of A Girl" the Killers na dźwięk tej piosenki tylko się uśmiechnęłam. Czyżby przeznaczenie? Wątpię, ale słowa bardzo ciekawe. 
-To. Pa-pomachałam i szybkim krokiem poszłam. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że blondyn mnie obserwuje. Gdy zamknęła za sobą drzwi, rozejrzałam się po domu, ale Niny nie było, więc poszłam się wykąpać i spać.
______________________________________________
Pomimo wielu trudności jest rozdział :D
Nawet długi ten rdz.. (chyba) :)
Oj, mam dobry humor :D
Dziewczyny, dzięki za spam na tt -.-

Ale mam fazę na the Killers *______________________*
CHOPAKI (specjalnie bez 'ł' xd) KOCHAM WAS! ♥
Brandon, a ten twój głos... ACH! ♥ 
I te koncerty.. SZACUN :D 
Wiem, że tego nie lookną, ale co tam :p

Iza, weź coś mi poradź z Cz i P -.-