Tak, to pewne. Ojciec nie żyje. Nina wszystko mi wyjaśniła. W samochód Thada wjechała ciężarówka. Zderzyli się czołowo. Jak się okazało, kierowca ciężarówki był pijany. Mama załamała się psychicznie i nie wychodzi z pokoju, a ja.. Ja nic nie czuję. Już nic. Za trzy dni pogrzeb. Środa. Nigdy nie lubiłam tego dnia. To w środę zdecydowałam się iść na casting. To tego dnia umarł mój tata i tego samego zostanie pochowany.
Postanowiłam iść do szkoły. Już dawno mnie tam nie było. Czuję się jakbym miała wiecznie weekend.
-Patrz, to chyba ta z tego.. no.. tego teledysku-usłyszałam szept za plecami.
-Głupia jesteś. Na stówę to nie ona.
-No jak nie?
-No tak. Tamta była starsza i w ogóle-prychnęła jedna z dziewczyn. Odwróciłam się i spojrzałam na nie ze zdziwieniem. Muszę przyznać, że nie jeszcze nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak szybko chodził.
-A już myślałam, że nie przyjdziesz!-Lola krzyknęła z końca korytarza.
-Wystarczy tego wolnego-uśmiechnęłam się.
-Też tak uważam. Widziałaś tego nowego, a raczej dwóch?-zabawnie poruszała brwiami.
-Niee.. Chcę ci przypomnieć, że dopiero weszłam do szkoły.
-No tak. No to słuchaj. Taaaakie sexiaki, że nic tylko brać-zaśmiała się.
-Ale ty głupia jesteś.
-Też cię kocham-dała mi całusa w policzek.
-Hhhej-poczułam, że ktoś klepnął mnie w ramię-Szukam.. Magi?-zdziwił się na mój widok.
-Paul, no cześć-byłam zaskoczona.
-O, hej-Pieter pomachał.
-Dobrze, że cię widzę-odetchnął z ulgą-Jakoś z Piotrkiem nie możemy się ogarnąć.
-Wszyscy w Polsce są tacy?-zapytałam.
-Czyli jacy?
-No..-już chciałam powiedzieć przystojni, ale się powstrzymałam-Nieumiejący się odnaleźć.
-No sorry, ale jak wcześniej chodziłem do małej budy to teraz jest ciężko-wyjaśnił. Lola chrząknęła.
-A tak. To moja koleżanka..
-Przyjaciółka-wtrąciła-Lola jestem.
-Paul i Pieter-podali sobie dłonie. Dobrze wiedziałam, że gdyby nie było tyle ludzi, rzuciłaby się na któregoś z nich, a możliwe, że nawet na dwóch, pomimo tego, że ma chłopaka.
-To w czym wam pomóc?-zmieniłam temat, widząc jak dziewczyna pożera ich wzrokiem.
-Sala 12..b-odparł po spojrzeniu w kartkę Pieter.
-Korytarzem prosto. Na drugim rozwidleniu w prawo, potem dwa razy w lewo i sala po prawej-uśmiechnęłam się. Obaj wyglądali na zdziwionych-Żartuję. Trzecie drzwi po prawej.
-Dzięki-i poszli.
-Skąd ty ich znasz?!-zapytała Lola.
-Wczoraj się poznaliśmy-wzruszyłam ramionami.
-Mama mi mówiła, co się stało. Bardzo mi przykro-nagle posmutniała.
-W porządku. Mówi się trudno.
-O której pogrzeb?
-Nie chcę, żebyś była-powiedziałam.
-Ja też nie, ale matka mnie zabije jak nie pójdę-krzywo się uśmiechnęła. No tak, nasi rodzice znają się od kiedy poszłyśmy do pierwszej klasy.
-O 11.
-Będę na pewno-poklepała mnie po ramieniu i poszła na zajęcia. Okazało się, że mam połączone lekcje z drugą grupą (Pieter i Paul+jakieś plebsy), więc cały czas zerkałam na wysokiego blondyna.
-Idziecie na lunch?-zapytałam chłopców. No co? Trzeba przywitać nowych, prawda?
-Jasne-odpowiedzieli równo i poszliśmy na stołówkę.Po drodze zgarnęłam jeszcze Lolę. Każdy wziął po kanapce i zaczął ją wcinać.
-Muszę przyznać, że nie sądziłem, że jeszcze cię spotkam-Paul wymachiwał kanapką na wszystkie strony.
-Przypadek? Nie sądzę-uśmiechnęła się Lola.
-Przeznaczenie-szepnął, nachylając się nad stolikiem Pieter.
-Jasneee, dobrze, że nie duchy-zażartował blondyn.
-Śmiejcie się, śmiejcie-oburzył się brunet-Oglądaliście "Oszukać przeznaczenie"?
-Taaa-każdy przytaknął.
-No właśnie..-odparł, ale nikt nie zajarzył o co mu chodzi.
-Wybaczcie. On jest dziwny-Paul usprawiedliwiał kumpla.
-Nie ma sprawy-machnęłam ręką.
-Margo, to w środę ciebie nie będzie, tak?-Lola zmieniła temat.
-No nie-odpowiedziałam i zadzwonił dzwonek.
-Planowane wagary?-po lekcjach usłyszałam za sobą głos wczorajszego ochroniarza.
-Co? Kiedy?
-W środę.
-Chciałabym, ale nie-uśmiechnęłam się. Spojrzał się dziwnie.
-Margo! Cześć!
-Max-zdziwiłam się.
-Już myślałem, że nie wyjdziesz z tej szkoły-przewrócił oczami i spojrzał wrogo na Paula.
-Do jutra-pomachał mi blondyn i szybkim krokiem odszedł. Nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć.
-Nie przywitasz się?-łysol zapytał zalotnie. Uniosłam wzrok do nieba, po czym przytuliłam chłopaka-Tylko tyle?-posmutniał.
-Jak zasłużysz to w domu będzie więcej-puściłam do niego oczko.
-To chodźmy-wziął mnie za rękę, którą wyrwałam.
-Co ty robisz?-szepnęłam.
-Przepraszam. Cały czas zapominam-podrapał się po głowie.
-Nina wróciła-powiedziałam. Głoski tworzył całość, ale w mojej głowie wydawały się być wyrwanymi literami z alfabetu-W środę pogrzeb-patrzyłam przed siebie, a Max zatrzymał się i mocno mnie przytulił. A co ja zrobiłam? Oczywiście, że palnęłam głupotę-Ludzie patrzą.
-Margo rozumiem, że chcesz być dzielna, ale to był twój ojciec. Nikt nie będzie się z ciebie śmiał, że płaczesz i to przeżywasz.
-Nie mów do mnie Margo-ruszyłam w stronę domu i załamanej matki.
-Zaczekaj-usłyszałam za sobą, gdy weszłam na teren parku-Zatrzymaj się-szarpnął za mój nadgarstek, przyciągając mnie do siebie. Czułam jak jego klatka piersiowa porusza się coraz szybciej. Przycisnął mnie do drzewa, cały czas patrząc w oczy-Mam w dupie, co myślą inni. Muszę to zrobić, bo zaraz zwariuję. I żebyś nie zrzucała całej winy na mnie to wszystko przez ciebie-złapał mnie za żuchwę i trafił swoimi ustami na moje, mocno je całując. Bez chwili wahania oplotłam ręce na szyi Maxa i oddałam całusa. On bardzo napierał, a ja już całymi plecami opierałam się o korę. Jedna dłoń łysola powędrowała na moje biodro, gdy moje piersi przygniatane były przez jego ciało. Wiedziałam, że się wszyscy gapią, ale teraz mnie to nie obchodziło. Przypomniało mi się dziecko. Moje i Maxa. Do oczu napłynęły mi łzy.
-Co jest kotku?-George odsunął się ode mnie jaj poparzony-Coś się stało? To moja wina?-zaczął panikować.
-Nie-szlochałam.
-No przecież widzę-pogłaskał mnie po policzku.
-Boo.. Max, powinieneś o czymś wiedzieć-szepnęłam.
-Co?-zaniepokoił się-Powiedz.
-Ale nie tutaj.
-Tu. Mago, martwię się.
-Poroniłam-przyłożyłam dłonie do podbrzusza.
-Co? To niemożliwe!-chodził w tę i z powrotem-To dlatego źle się czułaś. Nie piłaś.
-Tak.
-Boże, nie wierzę.
-Wiem, że to źle wpłynęłoby na twoją karierę.
-Co? O czym ty w ogóle mówisz?-głos mu drżał. Usiadł na ławce, a ja odprowadziłam go wzrokiem-Siadaj-poklepał miejsce obok-Nie płacz już-delikatnie musnął moje usta.
-Nie jesteś zły z tej ciąży?
-Nawet jeśli bym był to tylko na siebie. To ja się nie zabezpieczyłem. Żałuję, że nie mamy dziecka.
-Jak to?
-To chyba jedyny sposób, żeby cię przy sobie zatrzymać-uśmiechnął się nieśmiało.
-Nigdzie się nie wybieram-pogładziłam go po karku i pocałowałam. Czy to oznacza, że jesteśmy oficjalnie parą?
______________________________________
Takie cóś mi wyszło :)
Mam nadzieję, że się podoba, bo jak nie... to będzie WPIERDOL! hahahhahahah xd żart
hahhaha, ta grożba na końcu xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Pietera xd od razu go polubiłam, lecz Lola nie przypadła mi do gustu od razu.
Dobrze, ze Margo powiedziała mu o tym poronieniu.
A jeśli chodzi o zachowanie Margo - nie którzy nie mogą przyjąć do wiadomosci tego, że ich bliski umiera i odpierają to od siebie... Kumuluje się to w nich, a potem wybucha w niespodziewanych momentach...
Słodko-gorzki ten rozdzial, ale mi sie podobał.
Czekam na nn.
Zapraszam do mnie:
1) http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
2) http://love-is-a-contradiction.blogspot.com/
NIE PODOBA MI SIĘ CIOTO!!!! <3 <3 <3 <3 <3
OdpowiedzUsuńHahahahahaha xd
i tak wiesz że jest inaczej ^^
jestem z cb dumna bo dodałaś dwa rozdziały jednego dnia :D
wiesz.. Nie spodziewałam się że mu powie o poronieniu :o
NEXT! :*
Hahha.
OdpowiedzUsuńTy i tak dostaniesz wpierdol. ;p
Co to jeat za dodawanie tak rzadko rozdzialow?!
Pisz szybko kolejny ;*
No no Max jeszcze na nią winę zwalasz to ty hormonów nie umiesz pohamować XD
OdpowiedzUsuńNo ale to inna kwestia :D
Rozdział super
czekam na nn :)
Genialnie piszesz - tylko zazdrościć. Nie rozpisuję się, bo jest kolejny rozdział, a ja muszę sprawdzić co dalej :D
OdpowiedzUsuńAnonim z podpisu
Lose my mind