-A może by tak "hej" na przywitanie?-dałam jej całusa w policzek, a ona się uśmiechnęła.
-Tak, tak. Przepraszam.
-Nie, to ja przepraszam..-usiadłam przy stole-Nie powinnam była cię zostawiać.
-Nie obwiniaj się-pogładziła mnie po dłoni-Masz dobrych przyjaciół. Uważaj, żeby ich nie stracić.
-To rada, czy ostrzeżenie?
-Oczywiście, że rada Słonko. Co chcesz na śniadanie?-zajrzała do lodówki.
-Yy.. Nic. Zjem w szkole.
-Nie musisz iść-usiadła obok mnie.
-Wiem-starałam się uśmiechnąć-Ale skoro już tak wcześnie wstałam to pójdę-podniosłam tyłek, przytuliłam Ninę i ruszyłam do drzwi frontowych-Do wieczora!-krzyknęłam, zakładając buty.
-Spotkasz się z Maxem?-zapytała z kuchni.
-Dlaczego?-wychyliłam głowę zza ściany.
-Tak tylko pytam-wzruszyła ramionami.
-Nie wiem. Wątpię.
-Coś się stało Słońce-wyszła do mnie na korytarz.
-Nie-westchnęłam-Po prostu mam jedną sprawę do przemyślenia, a on strasznie naciska.
-Chyba nie chodzi o seks-złapała się za biodra.
-Mamo, niee!-czuję, że robię się czerwona.
-Więc o co chodzi?
-Pogadamy jak wrócę-ucałowałam ją w policzek i wyszłam. Dlaczego pomyślała o seksie? A może ona wie? Albo się domyśla? Na pewno coś przeczuwa. Przecież Max jest starszy i może, a raczej na pewno ma popędy seksualne.. Kurcze, a co jak wie i tylko czeka aż jej powiem?
-Uważaj, bo możesz wpaść pod samochód-z przemyśleń wyrwał mnie Paul.
-Tylko na to czekasz, co?-uśmiechnęłam się.
-Oczywiście-odpowiedział tym samym.
-Działo się wczoraj coś ciekawego?-zmieniłam temat.
-Oprócz tego, że każdy zastanawiał się co się z tobą dzieje to nie.
-Każdy, czyli ty?
-I Pieter-dodał.
-Aż dwie osoby! To serio wszyscy-zażartowałam.
-Hej wam-pomachał nam Pieter.
-Hej.. Tobie(?)-chyba tak powinno to brzmieć.
-Do szkoły, czy wagary?-zapytał.
-Chciałam iść do szkoły.. A wy?
-No ja też-odparł blondyn.
-Umówiłem się z Lolą w kawiarni, idziecie?-zaproponował nieśmiało.
-Kurcze, nie chcę wam przeszkadzać-powiedziałam.
-Właśnie-blondyn mi przytaknął.
-Oj dajcie spokój. Lola się ucieszy.
-Na pewno-mruknęłam.
-Spokojnie, jakoś się wyrwiemy-szepnął Paul w drodze.
-Dobra.
-Margo!-przywitała mnie przyjaciółka-Ciebie się akurat nie spodziewałam.
-Mi też miło cię widzieć-odparłam i weszliśmy do budynku.
* * *
-Nawet nie wiesz jak się cieszę z tego telefonu-odetchnęłam z ulgą, gdy wychodziłam z kawiarni z Paulem
-Fajnie, tyle, że nikt nie dzwonił. Wymyśliłem to-wyjaśnił.
-Geniusz zła-uśmiechnęłam się-To co robimy? Jest po dziesiątej-zerknęłam na komórkę.
-Co tyylko chcesz-trącił mnie łokciem-Mogę zadać ci jedno pytanie?
-Jasne.
-Chodzą plotki, że to ty jesteś w gazecie..-przeczesał nerwowo włosy-Nie żebym wierzył w takie rzeczy. Po prostu jestem ciekaw, czy to serio ty-chyba się zarumienił.
-Tak. To ja-odpowiedziałam.
-Wyglądacie na zakochanych-westchnął.
-Widziałeś artykuł?-zdziwiłam się.
-Nie tylko. Zdjęcia też. Wiesz, nie było trudno. Nawet jakbym nie chciał to i tak ktoś wcisnąłby mi magazyn pod nos.
-Taaa.. Ostatnio dużo dziewczyn kręci się wokół was-stwierdziłam.
-Wydaje ci się.
-Czyżby?-uniosłam prawą brew, a on zaczął się śmiać.
-Zabawnie wyglądasz.
-Dzięki wielkie-odparłam z sarkazmem.
-Gdybyś siebie zobaczyła, też zaczęłabyś się śmiać.
-Oczywiście..
-Czy to jest foch?-zatrzymał się naprzeciwko mnie.
-Nie-odpowiedziałam krótko.
-Ej no-złapał mnie za ramiona.
-No co?-odezwałam się, a on zrobił krok do przodu. Staliśmy dosyć blisko siebie..
-Obraziłaś się?
-Niee.
-Maaagi?-uroczo się uśmiechnął.
-Naprawdę się nie obraziłam-odpowiedziałam tym samym. Serio.. Ja. Się. Nie. Focham.
-Przypuśćmy, że ci wierzę-blondyn lekko przymrużył oczy.
-Mi nie wierzysz?-dźgnęłam go w brzuch, po czym zaczęłam się śmiać.
-To bolało-zaczął się masować-I znowu w brzuch? Czy on ci się nie podoba?-uniósł lekko koszulkę.
-Ludzie patrzą-pacnęłam go po łapach.
-Nie odpowiedziałaś na pytanie.
-Pff-prychnęłam i poszłam dalej, zostawiając go w tyle.
-Nie zapomniałaś o kimś?-usłyszałam za sobą głos blondyna.
-Chyba nie-odpowiedziałam, nie odwracając się.
-A ja?-zapytał piskliwym głosem.
-Ech.. No to chodź-uśmiechnęłam się.
-Szczęściarz z tego Maxa.
-Ja tam mu współczuję-wzruszyłam ramionami.
-No jasne.
-Wyczuwam sarkazm.
-I bardzo dobrze.
-Do szkoły!-usłyszeliśmy z daleka męski głos.
-Do studia!-odpowiedziałam.
-Hej-przytulił mnie Nathan.
-Cześć-odwzajemniłam uścisk-To Paul. Kumpel z klasy, a to Nathan-przedstawiłam ich sobie.
-I gdzie lecicie?-dopytał.
-Jeszcze nie wiemy. Znajomi namówili nas na wagary, ale z nimi nie dało się wytrzymać i się zmyliśmy-wyjaśniłam.
-To chodźcie do nas. Mam piwo-uniósł reklamówkę z browarem-A zresztą Max się ucieszy.
-Mag, jak chcesz to idź-wtrącił Paul.
-O nie blondasku, idziesz z nami-rozczochrałam go.
-No weź.. Najpierw brzuch, teraz włosy. Co będzie następne?-skrzywił się.
-Nie chcesz wiedzieć-zaczęłam się śmiać.
-Chyba masz rację-uszczypnął mnie w policzek.
-Ej..
-I znowu się zaczyna-przewrócił oczami.
-Wszyscy w domu?-zapytała blondynka w drodze.
-Tak. Dzisiaj mamy leniwy dzień-wyjaśnił.
-Nathan, wy cały czas leniuchujecie.
-Takim to dobrze-westchnął Paul.
-Nieprawda. Przyszły tydzień mamy zawalony-obronił się Sykes.
-No tak..
-Ej, nie smuć się. Spotkamy się w weekend-objął mnie ramieniem.
-Jeśli chodzi ci o to, że zobaczę was w tv to tak, zobaczymy się w weekend-sztucznie się uśmiechnęła.
-Ale jak to? Przecież..
-Nathan-przerwała mu. Bilety są bardzo drogie.. Nie mam tyle oszczędności, a większość kasy z wideo dałam Ninie-wytłumaczyła.
-Przepraszam na chwilę-zielonooki chłopak wyjął telefon z kieszeni-To Agatha-odszedł na dwa kroki od reszty.
-Wiesz co, chyba wracam do domu-powiedział Paul.
-Nie rób mi tego.
-Ja ich nie znam-zrobił wielkie oczy.
-Ale znasz Kelesy, a ona na stówę tam będzie-poklepałam go po ramieniu.
-Idziecie ze mną po Agathę?-zapytał Nathan.
-O niee. Nie ma takiej opcji. Sam się po nią przespaceruj, a my weźmiemy zakupy-wzięłam od niego torbę-Nie spieszcie się-puściłam mu oko.
-Nie ma problemu. To do zobaczenia później-pomachał i odszedł.
-Odprowadzę cię do twojego mena i lecę.
-Nie, nie, nie.
-Zachowujesz się jak dziecko-stwierdził.
-I kto to mówi. To nie ja boję się iść do Wandetów.
-Kogo?-zapytał.
-No do tych kolesi-przewróciłam oczami-Słuchaj, nie chcę cię do niczego zmuszać, ale będzie mi baaaaaaardzo przykro jeśli nie pójdziesz-mina kota ze Shreka.
-Ech..-westchnął-Ty wiesz jak mnie namówić. To chodźmy.
-Aaa-pisnęłam-Dzięki, dzięki, dzięki-powtarzałam w kółko przez pół drogi.
-Kurcze, w sumie to masz rację.
-Z czym?-zapytałam.
-Z tym, że współczujesz chłopakowi-zaśmiał się.
-O ty świnio!-dostał w ramię.
-Przecież niosę zakupy to chyba nie jestem taki straszy, co?
-No dobra-uśmiechnęłam się do niego-To ten dom-staliśmy naprzeciwko budynku w kolorze miętowym.
-Taaa-mruknął i poszliśmy. Nie zapukałam.. W sumie to nie wiem, czemu tego nie zrobiłam. Po prostu weszliśmy do środka.
-Hej!-krzyknęłam, ale nikt nie odpowiedział-Lepiej zanieśmy to do kuchni-poleciłam Paulowi. Gdy wkładaliśmy alkohol do lodówki, usłyszeliśmy jak ktoś schodzi po schodach.
-Margo?-zdziwił się Max-Co ty tutaj robisz?
-Przyszłam sprawdzić kogo chowasz pod łóżkiem-zażartowałam.
-Ale masz dobry humor-objął mnie w pasie i pocałował w czoło.
-O, Paul. Już nie mogłeś doczekać się kolejnych zajęć?-do pomieszczenia weszła Kelsey z Tomem.
-I się wydało-odpowiedział.
-To jest Tom.
-Widzieliśmy się na imprezie-powiedział Parker.
-Tak-blondyn nerwowo przeczesał palcami włosy.
-Maaaagi!-Jay przytulił mnie na przywitanie. Odwzajemniłam uścisk.
-Wszystko pięknie, ładnie, ale czy ty.. wy-poprawił się brunet-Nie powinniście być w szkole?
-Wagarują-odparł Nathan, wchodząc z jeszcze jedną reklamówką pełną zakupów i Agathą, oczywiście.
-Margo, możemy chwile porozmawiać?-Max wyprowadził mnie z kuchni, nie czekając na odpowiedź-Możesz mi wyjaśnić jedną rzecz? Nie chcesz lecieć do Vegas, bo szkoła, a dzisiaj poszłaś na wagary?-wyglądał na zdenerwowanego.
-Bo.. To wszystko przez Paula i..
-Aha-podrapał się po brodzie-Wszystko jasne. Z nim chcesz spędzać czas, a gdy ja chcę, żebyś dzieliła ze mną jedną z najwspanialszych chwil w moim życiu, mówisz od tak "nie mogę". Spoko. Mi to wisi-spojrzał mi w oczy. Na jego twarzy malował się ból i rozczarowanie.
-Max-wzięłam go za rękę-Dobrze wiesz, że mi zależy. Ja.. Po prostu strasznie boję się latać-nie chciałam mu powiedzieć o pieniądzach. Nie potrzebuję ich łaski.
-Przecież powiedziałem, że polecę z tobą.
-A Nathan powiedział, że koncertujecie, więc nie ma o czym mówić-zaprotestowałam.
-Czyli cię tam nie będzie? Ze mną?
-Nie-odpowiedziałam krótko.
-Fajnie-mruknął i poszedł na górę.
-Świetnie-czułam, że łzy napływają mi do oczu. A przecież to właśnie teraz miało być tak pięknie. No właśnie.. MIAŁO być -.-
-Magi-zza pleców usłyszałam głos Kelsey-Wszystko ok?
-Tak-wymusiłam uśmiech-Gdzie Nareesha z Sivą?-zapytałam, zmieniając temat.
-Siva ma sesję, a Nar mu towarzyszy-wyjaśnił Tom, pijąc sok z kartonu.
-Parker!-krzyknął Nathan, a ten tak się wystraszył, że aż się oblał.
-Sykes!-odpowiedział, a my zaczęliśmy się śmiać.
-Idź do niego-blondynka poklepała mnie po ramieniu.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo jak to zrobię to na sto procent polecę do Vegas tylko dlatego, żeby uszczęśliwić Maxa-wyjaśniłam.
-Tylko ja nie wiem, co tu się dzieje, prawda?-zapytał niepewnie Paul.
-Później ci wyjaśnię.
-Nie musisz-uśmiechnął się.
-Wiem-wzruszyłam ramionami-Spadamy. Nie będziemy wam przeszkadzać-po kolei spojrzałam na każdego.
-Dobrze wiecie, że tak nie jest-powiedziała Agatha. Chyba pierwszy raz dzisiaj.
-Tak się mówi-uśmiechnęłam się i ruszyliśmy do drzwi.
-Nie pożegnasz się z Maxem?-zdziwił się Nathan.
-Porozmawiamy jak mu przejdzie. Pa-pomachałam i wyszłam, a za mną blondyn.
-Przepraszam-powiedział po chwili Paul.
-Yy.. Chyba nie rozumiem-czułam się skołowana.
-Gdybym z tobą nie poszedł, teraz znajdowałabyś się w objęciach Maxa-zaczął kopać kamień.
-Przestań tak mówić. Wcześniej, czy później i tak miałby mi za złe, że nie poleciałam z nim.
-Chodzi tylko o to?
-Tak.
-Magi-chwycił mnie za rękę, po czym od razu ją puścił-On jest zazdrosny. I.. W sumie mu się nie dziwię. Też bym był, mając taką dziewczynę.
-A propos.. Dlaczego ty nie masz dziewczyny?-zapytałam, zmieniając temat.
-Bo mam taką kumpelę jak ty-zaśmiał się, idąc dalej.
-Ale ja mówię serio-dogoniłam go.
-Ja też-westchnął-Proszę, nie rozmawiajmy o tym.
-Jak chcesz-uśmiechnęłam się
-Oczywiście..
-Czy to jest foch?-zatrzymał się naprzeciwko mnie.
-Nie-odpowiedziałam krótko.
-Ej no-złapał mnie za ramiona.
-No co?-odezwałam się, a on zrobił krok do przodu. Staliśmy dosyć blisko siebie..
-Obraziłaś się?
-Niee.
-Maaagi?-uroczo się uśmiechnął.
-Naprawdę się nie obraziłam-odpowiedziałam tym samym. Serio.. Ja. Się. Nie. Focham.
-Przypuśćmy, że ci wierzę-blondyn lekko przymrużył oczy.
-Mi nie wierzysz?-dźgnęłam go w brzuch, po czym zaczęłam się śmiać.
-To bolało-zaczął się masować-I znowu w brzuch? Czy on ci się nie podoba?-uniósł lekko koszulkę.
-Ludzie patrzą-pacnęłam go po łapach.
-Nie odpowiedziałaś na pytanie.
-Pff-prychnęłam i poszłam dalej, zostawiając go w tyle.
-Nie zapomniałaś o kimś?-usłyszałam za sobą głos blondyna.
-Chyba nie-odpowiedziałam, nie odwracając się.
-A ja?-zapytał piskliwym głosem.
-Ech.. No to chodź-uśmiechnęłam się.
-Szczęściarz z tego Maxa.
-Ja tam mu współczuję-wzruszyłam ramionami.
-No jasne.
-Wyczuwam sarkazm.
-I bardzo dobrze.
-Do szkoły!-usłyszeliśmy z daleka męski głos.
-Do studia!-odpowiedziałam.
-Hej-przytulił mnie Nathan.
-Cześć-odwzajemniłam uścisk-To Paul. Kumpel z klasy, a to Nathan-przedstawiłam ich sobie.
-I gdzie lecicie?-dopytał.
-Jeszcze nie wiemy. Znajomi namówili nas na wagary, ale z nimi nie dało się wytrzymać i się zmyliśmy-wyjaśniłam.
-To chodźcie do nas. Mam piwo-uniósł reklamówkę z browarem-A zresztą Max się ucieszy.
-Mag, jak chcesz to idź-wtrącił Paul.
-O nie blondasku, idziesz z nami-rozczochrałam go.
-No weź.. Najpierw brzuch, teraz włosy. Co będzie następne?-skrzywił się.
-Nie chcesz wiedzieć-zaczęłam się śmiać.
-Chyba masz rację-uszczypnął mnie w policzek.
-Ej..
-I znowu się zaczyna-przewrócił oczami.
-Wszyscy w domu?-zapytała blondynka w drodze.
-Tak. Dzisiaj mamy leniwy dzień-wyjaśnił.
-Nathan, wy cały czas leniuchujecie.
-Takim to dobrze-westchnął Paul.
-Nieprawda. Przyszły tydzień mamy zawalony-obronił się Sykes.
-No tak..
-Ej, nie smuć się. Spotkamy się w weekend-objął mnie ramieniem.
-Jeśli chodzi ci o to, że zobaczę was w tv to tak, zobaczymy się w weekend-sztucznie się uśmiechnęła.
-Ale jak to? Przecież..
-Nathan-przerwała mu. Bilety są bardzo drogie.. Nie mam tyle oszczędności, a większość kasy z wideo dałam Ninie-wytłumaczyła.
-Przepraszam na chwilę-zielonooki chłopak wyjął telefon z kieszeni-To Agatha-odszedł na dwa kroki od reszty.
-Wiesz co, chyba wracam do domu-powiedział Paul.
-Nie rób mi tego.
-Ja ich nie znam-zrobił wielkie oczy.
-Ale znasz Kelesy, a ona na stówę tam będzie-poklepałam go po ramieniu.
-Idziecie ze mną po Agathę?-zapytał Nathan.
-O niee. Nie ma takiej opcji. Sam się po nią przespaceruj, a my weźmiemy zakupy-wzięłam od niego torbę-Nie spieszcie się-puściłam mu oko.
-Nie ma problemu. To do zobaczenia później-pomachał i odszedł.
-Odprowadzę cię do twojego mena i lecę.
-Nie, nie, nie.
-Zachowujesz się jak dziecko-stwierdził.
-I kto to mówi. To nie ja boję się iść do Wandetów.
-Kogo?-zapytał.
-No do tych kolesi-przewróciłam oczami-Słuchaj, nie chcę cię do niczego zmuszać, ale będzie mi baaaaaaardzo przykro jeśli nie pójdziesz-mina kota ze Shreka.
-Ech..-westchnął-Ty wiesz jak mnie namówić. To chodźmy.
-Aaa-pisnęłam-Dzięki, dzięki, dzięki-powtarzałam w kółko przez pół drogi.
-Kurcze, w sumie to masz rację.
-Z czym?-zapytałam.
-Z tym, że współczujesz chłopakowi-zaśmiał się.
-O ty świnio!-dostał w ramię.
-Przecież niosę zakupy to chyba nie jestem taki straszy, co?
-No dobra-uśmiechnęłam się do niego-To ten dom-staliśmy naprzeciwko budynku w kolorze miętowym.
-Taaa-mruknął i poszliśmy. Nie zapukałam.. W sumie to nie wiem, czemu tego nie zrobiłam. Po prostu weszliśmy do środka.
-Hej!-krzyknęłam, ale nikt nie odpowiedział-Lepiej zanieśmy to do kuchni-poleciłam Paulowi. Gdy wkładaliśmy alkohol do lodówki, usłyszeliśmy jak ktoś schodzi po schodach.
-Margo?-zdziwił się Max-Co ty tutaj robisz?
-Przyszłam sprawdzić kogo chowasz pod łóżkiem-zażartowałam.
-Ale masz dobry humor-objął mnie w pasie i pocałował w czoło.
-O, Paul. Już nie mogłeś doczekać się kolejnych zajęć?-do pomieszczenia weszła Kelsey z Tomem.
-I się wydało-odpowiedział.
-To jest Tom.
-Widzieliśmy się na imprezie-powiedział Parker.
-Tak-blondyn nerwowo przeczesał palcami włosy.
-Maaaagi!-Jay przytulił mnie na przywitanie. Odwzajemniłam uścisk.
-Wszystko pięknie, ładnie, ale czy ty.. wy-poprawił się brunet-Nie powinniście być w szkole?
-Wagarują-odparł Nathan, wchodząc z jeszcze jedną reklamówką pełną zakupów i Agathą, oczywiście.
-Margo, możemy chwile porozmawiać?-Max wyprowadził mnie z kuchni, nie czekając na odpowiedź-Możesz mi wyjaśnić jedną rzecz? Nie chcesz lecieć do Vegas, bo szkoła, a dzisiaj poszłaś na wagary?-wyglądał na zdenerwowanego.
-Bo.. To wszystko przez Paula i..
-Aha-podrapał się po brodzie-Wszystko jasne. Z nim chcesz spędzać czas, a gdy ja chcę, żebyś dzieliła ze mną jedną z najwspanialszych chwil w moim życiu, mówisz od tak "nie mogę". Spoko. Mi to wisi-spojrzał mi w oczy. Na jego twarzy malował się ból i rozczarowanie.
-Max-wzięłam go za rękę-Dobrze wiesz, że mi zależy. Ja.. Po prostu strasznie boję się latać-nie chciałam mu powiedzieć o pieniądzach. Nie potrzebuję ich łaski.
-Przecież powiedziałem, że polecę z tobą.
-A Nathan powiedział, że koncertujecie, więc nie ma o czym mówić-zaprotestowałam.
-Czyli cię tam nie będzie? Ze mną?
-Nie-odpowiedziałam krótko.
-Fajnie-mruknął i poszedł na górę.
-Świetnie-czułam, że łzy napływają mi do oczu. A przecież to właśnie teraz miało być tak pięknie. No właśnie.. MIAŁO być -.-
-Magi-zza pleców usłyszałam głos Kelsey-Wszystko ok?
-Tak-wymusiłam uśmiech-Gdzie Nareesha z Sivą?-zapytałam, zmieniając temat.
-Siva ma sesję, a Nar mu towarzyszy-wyjaśnił Tom, pijąc sok z kartonu.
-Parker!-krzyknął Nathan, a ten tak się wystraszył, że aż się oblał.
-Sykes!-odpowiedział, a my zaczęliśmy się śmiać.
-Idź do niego-blondynka poklepała mnie po ramieniu.
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo jak to zrobię to na sto procent polecę do Vegas tylko dlatego, żeby uszczęśliwić Maxa-wyjaśniłam.
-Tylko ja nie wiem, co tu się dzieje, prawda?-zapytał niepewnie Paul.
-Później ci wyjaśnię.
-Nie musisz-uśmiechnął się.
-Wiem-wzruszyłam ramionami-Spadamy. Nie będziemy wam przeszkadzać-po kolei spojrzałam na każdego.
-Dobrze wiecie, że tak nie jest-powiedziała Agatha. Chyba pierwszy raz dzisiaj.
-Tak się mówi-uśmiechnęłam się i ruszyliśmy do drzwi.
-Nie pożegnasz się z Maxem?-zdziwił się Nathan.
-Porozmawiamy jak mu przejdzie. Pa-pomachałam i wyszłam, a za mną blondyn.
-Przepraszam-powiedział po chwili Paul.
-Yy.. Chyba nie rozumiem-czułam się skołowana.
-Gdybym z tobą nie poszedł, teraz znajdowałabyś się w objęciach Maxa-zaczął kopać kamień.
-Przestań tak mówić. Wcześniej, czy później i tak miałby mi za złe, że nie poleciałam z nim.
-Chodzi tylko o to?
-Tak.
-Magi-chwycił mnie za rękę, po czym od razu ją puścił-On jest zazdrosny. I.. W sumie mu się nie dziwię. Też bym był, mając taką dziewczynę.
-A propos.. Dlaczego ty nie masz dziewczyny?-zapytałam, zmieniając temat.
-Bo mam taką kumpelę jak ty-zaśmiał się, idąc dalej.
-Ale ja mówię serio-dogoniłam go.
-Ja też-westchnął-Proszę, nie rozmawiajmy o tym.
-Jak chcesz-uśmiechnęłam się
* * *
-Zadzwońcie jak będziecie na miejscu-poprosiłam-Chociaż i tak wszystkiego dowiem się z twittera, prawda?
-Haha. Bardzo możliwe-zaśmiał się Tom.
-O nie. Tobie to ja zdam osobistą relację przez skypea-Nathan dał mi pstryczek nos.
-Jak miło..-mruknęłam.
-Na pewno nie dasz rady przylecieć?-zapytała Kelsey.
-Niestety nie-skrzywiłam się.
-A miało być tak fajnie-westchnęła Nareesha.
-Będzie, a teraz idźcie, bo już jest odprawa-pogoniłam ich. Pożegnałam się z resztą i pognali. Max jako jedyny tylko pomachał. Niech sobie robi co chce. Widziałam jak Łysol dostał z plaskacza w tył głowy od Toma i coś do siebie mruknęli. Nagle George się zatrzymał, rzucił podręczny bagaż na podłogę i podbiegł do mnie.
-Jestem na tyle głupi, że sam nie potrafiłem sobie tego uświadomić.. Przepraszam za wszystko-pocałował mnie, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
-Maaaax!-krzyknął Jay.
-Musisz iść-szepnęłam. Byłam w niebo wzięta. Czyli między nami jest wszystko w porządku.
-Kocham cię!-krzyknął i już go nie było, a ludzie zaczęli się na mnie gapić. No ekstra..
Gdy tylko straciłam ich z oczu, poszłam do domu. I co ja sama będę robiła przez tydzień? No tak.. Wezmę się za naukę. W końcu przyszedł na to czas.
______________________
ANKIETA! w prawym górnym rogu
tak jak oznajmiłam na poprzednim blogu.. nie widzę sensu w dalszym pisaniu. koniec. kropka.
-Na pewno nie dasz rady przylecieć?-zapytała Kelsey.
-Niestety nie-skrzywiłam się.
-A miało być tak fajnie-westchnęła Nareesha.
-Będzie, a teraz idźcie, bo już jest odprawa-pogoniłam ich. Pożegnałam się z resztą i pognali. Max jako jedyny tylko pomachał. Niech sobie robi co chce. Widziałam jak Łysol dostał z plaskacza w tył głowy od Toma i coś do siebie mruknęli. Nagle George się zatrzymał, rzucił podręczny bagaż na podłogę i podbiegł do mnie.
-Jestem na tyle głupi, że sam nie potrafiłem sobie tego uświadomić.. Przepraszam za wszystko-pocałował mnie, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
-Maaaax!-krzyknął Jay.
-Musisz iść-szepnęłam. Byłam w niebo wzięta. Czyli między nami jest wszystko w porządku.
-Kocham cię!-krzyknął i już go nie było, a ludzie zaczęli się na mnie gapić. No ekstra..
Gdy tylko straciłam ich z oczu, poszłam do domu. I co ja sama będę robiła przez tydzień? No tak.. Wezmę się za naukę. W końcu przyszedł na to czas.
______________________
ANKIETA! w prawym górnym rogu
tak jak oznajmiłam na poprzednim blogu.. nie widzę sensu w dalszym pisaniu. koniec. kropka.
Max ma rację, chodzi na wagary, a nie chce z nim jechać, bo szkoła. Wiemy, ze chodzi o pieniądze, ale powinna mu o tym powiedzieć. Potem sie dziwi, że chłopak się obraził.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
http://canyouhearme-thewanted.blogspot.com/
Jak ja bym chciała żeby mama pewnego pięknego dnia powiedziała 'nie musisz iść do szkoły' xD
OdpowiedzUsuńale jak wiadomo nigdy ten dzień nie nadejdzie :(
Już myślałam że coś się między nimi spieprzy, ale na szczęście rozdział zakończył się szczęśliwie <3
czekam na next :*
Pisz i pisz :) Rozdział cudowny, co dalej? :)
OdpowiedzUsuńAnonim z podpisu
Lose my mind