Max pił i palił na przemian, a ja zaczęłam się nudzić. Wzięłam piwo (a obiecałam sobie, że będę trzeźwa, w końcu biorę leki) i usiadłam na leżaku przy basenie. Łysol przemknął ledwie zauważalnie w tłumie i znowu gdzieś zniknął.
-Zajebiście-mruknęłam.
-Fajna impreza, c'nie?-wybełkotał jakiś chłopak. W odpowiedzi uniosłam dwa kciuki. Boże, tutaj wszyscy są pijani. Jakiś gość z dachu skakał do basenu. Jak on tam wszedł?! Zaczęłam się bać znajomych the WANTED, zwłaszcza pijanych i poszłam do domu. Przycupnęłam na sofie i obserwowałam tańczących, a raczej próbujących tańczyć. Z wielkim naciskiem na słowo "próbujących".
-Gdzie zgubiłaś swojego kochasia?-zapytała Kelsey.
-Nie wiem. Pewnie podrywa jakieś laski-wzruszyłam ramionami na znak obojętności, a w duchu modliłam się, żeby był gdzieś z Tomem.
-A propos tego..-uśmiechnęła się. O nie, chyba nie widziała jak obmacuje jakąś dziewczynę?!-Możemy pogadać?-zapytała. To nie wróży nic dobrego, pewnie się z jakąś całuje.
-Jasne-i poszłyśmy do jakiegoś pokoju na piętrze. To chyba sypialnia Toma.
-Bardzo cieszę się z tego, że ty i Max jesteście razem..
-Ale?-przerwałam blondynce.
-Uważaj na niego. To jest kobieciarz i tylko z Michele był dość długo. Lubię cię i nie chcę, żeby na pozór ten słodki łysolek cię zranił. Nie obgaduję go, ale znam wystarczająco długo i wyrobiłam sobie o nim zdanie.
-Ok-odpowiedziałam krótko.
-Jeszcze jedno-Kelsey była gotowa do wyjścia, a jej dłoń spoczywała na klamce-Nie rób sobie nadziei. Lepiej być mile zaskoczoną niż zawiedzioną -i już jej nie było. Te słowa dały mi do myślenia. Kurde, a może on chciał mnie wykorzystać, a teraz jest ze mną z litości? Niee, jest z byt troskliwy. Pójdę go poszukać. Byłam wszędzie i nic. Wyszłam na werandę, ale tam też go nie było, z resztą tam nie było nikogo. Usiadłam na schodach i oparłam brodę na kolanach.
-Hej piękna. Czemu siedzisz tu sama?-Max usiadł obok.
-Bo jeden debil woli butelkę piwa ode mnie-odpowiedziałam.
-Jakiś idiota.
-Zgadzam się-spojrzałam na niego i wyciągnęłam nogi, opierając stopy dwa schodki niżej. Chłopak splutł nasze palce, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.
-Cieszę się, że jesteś tu ze mną-wydukał. Spojrzałam mu w oczy i się uśmiechnęłam. Zbliżył się do mnie. Czułam bijącą on niego woń alkoholu, ale w końcu to mój łysol, prawda? Nawet nie wiem kiedy zaczął mnie całować. Robił bardzo zachłannie. Po chwili jego język pieścił moje podniebienie, a druga ręka spoczywała na kolanie. Usłyszałam skrzypnięcie drzi i szybko się od niego odsunęłam.
-Co jest?-wyglądał na zaskoczonego. Głową wskazałam na jakąś parę, która najwyraźniej chciała się przewietrzyć. George, pomimo tego, że był pijany, zrozumiał. A gdy gołąbeczki sobie odfrunęły (poszły), chłopak, a raczej mężczyzna lewą dłonią złapał mnie za żuchwę i znowu zaczął całować. Tym razem prawa ręka przesunęła się wyżej-na udo. Palce splotłam na jego szyi. Nic dziwnego, że Max całował zawodowo. Przecież miał masę dziewczyn, miał na kim trenować. Na końcu przygryzł delikatnie moją dolną wargę i oparł czoło o moją głowę. Uśmiechaliśmy się do siebie przez jakiś czas.
-Nie wiem jak ty, ale idę się przejść-przerwałam minutę ciszy.
-Też idę-podnieśliśmy tyłki i ruszyliśmy w stronę ciemnej uliczki. Max wziął mnie za rękę i dał całusa-Zastanawiałaś się kiedyś, co byłoby gdybyśmy byli parą? Tak bez ukrywania się i w ogóle?
-Jesteś pijany- stwierdziłam.
-Nie. No może troszeczkę-uśmiechnął się łobuzersko-Ale przyznaj, zastanawiałaś się, czy nie?
-Tak, myślałam o tym.
-I co?-ciągnął temat.
-I nic-wyruszyłam ramionami.
-Jak to?-zatrzymał się.
-Max, dobrze wiesz, że to się nie uda.
-Uda się. Zobaczysz!
-Teraz tak mówisz.
-Nie kotku. Jutro też tak powiem. Pojutrze również. Gdy będziesz zasypiała obok mnie i następnego ranka otwierała oczy, szepnę ci do ucha 'kocham cię' i powiem, że się uda-stał nieruchomo i czekał na moją reakcję. Pokazałam zęby w szerokim uśmiechu i przytuliłam go. Do oczu napływały mi łzy. Nie spodziewałam się takich słów z jego ust. Byłam mile zaskoczona. Mój pijaczyna jest romantykiem-Wszystko ok?-odsunął się ode mnie na długość ramion.
-Tak-kiwnęłam głową.
-Kocham cię.
-Wiem. Ja ciebie też.
-Wracamy? Nasze niańki mogą się martwić-zażartował.
-Jasne, chodźmy-szliśmy wtuleni w siebie. Jeśli ktoś by nas zauważył, zawsze możemy powiedzieć, że albo źle się czułam, albo Max jest zbyt pijany, żeby iść bez niczyjej pomocy-Czy to nie pod waszym domem stoi radiowóz?-zapytałam, po zauważeniu migających świateł.
-Niemożliwe. Zawsze uprzedzamy sąsiadów, że będziemy naruszać ciszę nocną i nie dzwonią po gliny.
-Serio? To chyba tym razem zapomnieliście-wskazałam palcem na Toma, trzymającego się za głowę. Od razu do niego podeszliśmy.
-Coś nie tak panie Hopkins?-zapytał Max.
-Panie George będzie kara-mężczyzna pokręcił głową.
-Jaka kara?-łysol się uśmiechnął.
-Zaraz będzie mandacik i proszę zakończyć imprezę, albo my to zrobimy-zagroził. Spojrzałam w stronę samochodu i zobaczyłam kolejnego policjanta opierającego się o maskę auta.
-Panie Hopkins, Oliver-zaczął Tom-Po co zaraz kończyć zabawę? Uspokoimy towarzystwo i nie będziemy już przeszkadzać.
-Nie ma takiej opcji Parker. Ostatnio wam radowaliśmy.
-Ostatnio?-zapytałam.
-Taaak, Nathan jest zakochany, a to on zawsze łazi po sąsiadach. Wiesz, ma taką spokojną twarz leniwca-wyjaśnił brunet.
-Tak, leniwca-uśmiechnął się Hopkins.
-To jak? Do następnego razu zapominamy o sprawie?-zapytał Max.
-Ale macie się uciszyć.
-Słowo harcerza-kumple powiedzieli równocześnie.
-Jak co tydzień-pan H przewrócił oczami-Jak mnie wyleją to przez was!-krzyknął, wsiadając do radiowozu.
-Dzięki Oliver!-odpowiedział Tom.
-Dla ciebie nadal Hopkins.
-Dziena Hopkins!-poprawił się i weszliśmy do środka.
___________________________________
..
poniedziałek, 24 czerwca 2013
niedziela, 16 czerwca 2013
Kotku, wrócę jak najszybciej się da.
-Max już jestem!-krzyknęłam w drzwiach-Max!
-Może jest w łazience?-zapytał gość.
-Może-wzruszyła ramionami-Nathan, tylko proszę cię, nie mów nic Maxowi. Ja to zrobię. Kiedyś..-szepnęłam.
-Dobrze. Nie chcę się mieszać w wasze sprawy-dał mi całusa w policzek i poszedł do kuchni-Magi, Maxa nie ma..
-Co?-zdziwiłam się, a chłopak podał mi kartkę: "Nie wiedziałem, o której wrócisz. Miałem pilny telefon i musiałem iść. Wpadnę do ciebie później. Całuję, Max ;*"-Nathan, czy wy przypadkiem nie macie jakiegoś ważnego spotkania?
-Niee-wyglądał na zmieszanego-A co?
-To co się stało?-głośno myślałam.
-Magi, nie chcę zostawiać cię samej, ale..
-Jasne. Idź. I tak muszę posprzątać, a w tym na pewno mi nie pomożesz.
-Następnym razem.
-Zapamiętam.
-Pa-na pożegnanie mnie przytulił. Usiadłam na kanapie i wzięłam się za składanie koca. Pachniał Georgiem. Mimowolnie się uśmiechnęłam.Po 10 minutach dotarło do mnie, że Nina jeszcze nie dzwoniła. Wpadłam w panikę. A co, jeśli mam spodziewać się najgorszego? Wzięłam telefon i zadzwoniłam do mamy.
-Halo?-jej głos drżał.
-Co jest z tatą?-zapytałam.
-Margo.. To nie jest rozmowa na telefon.
-Wczoraj też tak mówiłaś, ale chcę wiedzieć. Martwię się. Mogę z nim porozmawiać?-po tych słowach Nina zaczęła płakać-Mamo?
-Thad.. On nie żyje-obie płakałyśmy. Poczułam, że robi mi się słabo, w płucach brakuje powietrza, a przed oczami mam mroczki.
-Nie-jęknęłam.
-Kotku, wrócę jak najszybciej się da.
-Dobrze-odparłam i się rozłączyłam. Musiałam się położyć. Jak już się wali to wszystko. Ojciec, ciąża i to, że poroniłam. To wszystko zaczęło mnie przerastać. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię, ale zbyt zmęczona. Skuliłam się w kłębek i poszłam spać. Obudziło mnie walenie do drzwi.
-Już idę!-byłam lekko poddenerwowana-Taak?
-Dzień dobry. Zamawiała pani pizzę. Proszę-wysoki blondyn wręczył mi karton.
-Ale ja nic nie zamawiałam-zdziwiłam się.
-Ale my tak!-na horyzoncie pojawiło się the WANTED.
-Ile się należy?-zapytał Tom i uregulował rachunek.
-Tooooooo, co robimy?-zapytał Siva, gdy siedzieliśmy w salonie.
-Może jakaś imprezka?-zaproponował Jay.
-Przyznaj, chcesz się upić i poderwać jakieś panienki-zaśmiał się Max.
-Ja? Niee. To, że ty masz takie plany to nie znaczy, że każdy inny też-loczek wypiął język. Max już chciał coś powiedzieć, ale spojrzał na mnie, a ja pokręciłam przecząco głową.
-A ty Magi, co myślisz o wypadzie do klubu?-zapytał Nathan.
-Wolę posiedzieć w domu-odparłam.
-Czyli PARTY HARD W DOOOOMU!-Parker zaczął biegać po pokoju z uniesionymi rękami. Wyglądał zabawnie-To idziemy zaprosić ludzi, zorganizować żarcie i kogoś do porannego sprzątania.
-Tak, przydałoby się-zgodził się Siva.
-To wy idźcie, a ja zostanę z Margo-Max objął mnie ramieniem. Nie powiem.. To było miłe z jego strony.
-Dobra, ale macie być o 8 u nas i ani minuty spóźnienia-zagroził Nathan i wyszli.
-Nie musimy tam iść jak nie chcesz-George wziął mnie za rękę. Nic nie odpowiedziałam-Margo, coś się stało?
-Tak. Mój ojciec nie żyje-patrzyliśmy sobie w oczy. Nie płakałam. Nawet nie czułam bólu. Po prostu stało się. Taka jest kolej rzeczy.
-Przykro mi-pogładził mój policzek zimną dłonią.
-Mi też.
-Wypożyczyć jakiś film? Wątpię, że chcesz iść..
-Idziemy. Wiesz, co oni sobie pomyślą jak nie wrócisz na noc?-usiadłam po turecku.
-Gdyby nie Nath już dawno by pomyśleli, że jesteśmy parą.
-A co ma do tego Nathan?-zdziwiłam się.
-Cały czas się obok ciebie kręci.
-Przyjaźnimy się-wyjaśniłam.
-Ale to tak nie wygląda.
-Tylko dla ciebie.
-...
-Max, czy ty jesteś zazdrosny?
-Jak cholera!
-Hahaha-zaczęłam się śmiać.
-Mówię poważnie.
-Wierzę ci-musnęłam jego usta i wstałam.
-A ty gdzie się wybierasz?-pociągnął mnie za rękę i wylądowałam na jego kolanach.
-Myślałam, że zjemy tą pizzę-uśmiechnęłam się.
-Może później-pocałował mnie w nos.
-Max..
-Tak kotku?-nasze usta dzieliły centymetry. Znowu nie udzieliłam odpowiedzi. Jego dłonie, które spoczywały na moich biodrach, znalazły się pod bluzką-Kocham cię-szepnął i namiętnie mnie pocałował. Zaplotłam palce na jego szyi i pozwoliłam ponieść się emocjom. Też go kocham i chcę z nim być, ale on jest gwiazdą. Odsunęłam się od niego.
-Też cię kocham-uśmiechnęłam się.
-Powiedzmy wszystkim, że jesteśmy razem.
-Max..-usiadłam obok niego.
-Rozumiem, że nie chcesz tego zamieszania wokół siebie, ale nie możemy się wiecznie ukrywać.
-Wiem-spuściłam głowę.
-Chociaż powiedzmy chłopakom.
-Naprawdę tego chcesz?-zapytałam.
-A dlaczego miałoby tak nie być?-odpowiedział pytaniem.
-Bo.. Kelsey jest tancerką, Nareesha projektantką, a ja..
-Ty jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem-złapał mnie za żuchwę i delikatnie pocałował. Poczułam się lepiej-I nigdy więcej nie porównuj się do innych dziewczyn, rozumiesz?
-Bo co mi zrobisz?-uniosłam prawą brew. Mój chłopak (kurde, jak to fajnie brzmi xd) chwilę się zastanawiał.
-To-i zaczął mnie łaskotać i całować po szyi.
-Przestań, proszę. Przestań-brakowało mi oddechu i na 100% zrobiłam się czerwona-Chyba powinniśmy się już zbierać-wydyszałam.
-Czyli idziemy?-Max przestał mnie łaskotać.
-Skoro mamy powiedzieć im prawdę..
-Mówiłem ci, że cię kocham?
-Hmmm.. Nie przypominam sobie-dałam mu całusa-A teraz idę się przebrać.
-Idę z tobą-wziął mnie za rękę i zaprowadził do mojego pokoju. Mój ojciec nie żyje, a ja wybieram się na imprezę.. Tak, jestem bez serca, ale teraz nic nie czuję. Mam wszystko w dupie. W końcu każdy kiedyś umrze, prawda? Otworzyłam szafę i zastanawiałam się, co założyć.
-Kotku, nie idziemy na galę. Możesz założyć cokolwiek-George przewrócił oczami.
-Teraz tak mówisz-nawet na niego nie spojrzałam.
-Za dwa tygodnie będziesz się szykować.
-Co?-odwróciłam się na pięcie.
-Jeszcze nic. Jutro ci wszystko opowiem.
-Max-naciskałam.
-Kotku-westchnęłam.
-Dobra, niech będzie-wzięłam rzeczy i poszłam do łazienki, a Max w tym czasie zamówił taksówkę. Chcieliśmy być wcześniej, żeby ich "oświecić", ale pomimo to było już kilku nieźle wstawionych gości.
-Ho ho ho. Kogo my tu mamy?-podszedł do nas Tom z piwem w ręce-A już się bałem, że nie przyjdziecie.
-Niby dlaczego?-zapytałam.
-Myślałem, że Max się tobą zajmie-odchrząknął.
-Gdzie jest reszta? Musimy pogadać-Łysol szybko zmienił temat.
-Nie wiem, ale mogę ich zebrać.
-Dobra, za 5 minut w kuchni. Dziewczyny też.
-Co mam im powiedzieć? Narada wojenna?-zażartował.
-Mów, co chcesz-Max machnął ręką, a Tom poszedł chwiejnym krokiem wgłąb domu.
-Nie wiem, czy to ma sens-stwierdziłam-Jeśli reszta wygląda tak jak Parker to poczekajmy z tym do jutra.
-Jak to się mówi.. Pożyjemy, zobaczymy, a teraz chodź-wziął mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.
-Staryyyy! Świetna impreza!!-krzyczał ze schodów do nas jakiś koleś.
-Musimy wam o czymś powiedzieć-zaczął Max, gdy do kuchni wszedł Tom, Siva, Jay, Nathan, Jessica, Agatha, Kelsey i Nareesha. Czułam, że serce zaczyna mi walić, a to nie jest dobry znak.
-Jeśli chcecie nam powiedzieć, że jesteście razem to nie musicie się wysilać. Wiemy-Kelsey się uśmiechnęła.
-Coo? Jak to?-zdziwiłam się.
-Myślicie, że tego nie widać?-odezwał się Siva.
-Cały czas się na siebie gapicie-Loczek pił piwo.
-I każdą chwilę spędzacie razem-wtrąciła Naresha.
-Nie martwcie się, macie moje, to znaczy nasze błogosławieństwo-Tom podniósł butelkę do góry.
-Ale to zostaje między nami?-zapytałam.
-Oczywiście. Nikt się nie dowie bratowo. Hahaha-ADHDowiec popadł w histeryczny śmiech.
-Nie jestem twoją bratową.
-Jeszcze. Hahahahahahaha-i poszedł.
-Nie chcę mieć z nim do czynienia sam na sam jak jest w takim stanie-wyznałam.
-Będę cie pilnował-Max objął mnie w pasie.
-Ooo, jak wy słodko razem wyglądacie-rozmarzyła się Agatha, która też próbowała alkoholu, jak każdy tutaj.
-Zapraszam panią do tańca-Max uśmiechnął się szarmancko.
-Jestem jeszcze panną.
-Oj, mój błąd. Pomyślałem, że jesteś panią George-udawał skołowanego. W tle usłyszeliśmy rozpoczynającą się piosenkę. Max prowadził, kołysząc nami. Mój Łysolek szeptał do ucha tekst piosenki, a ja odpływałam, marząc. "Pomyślałem, że jesteś panią George" mimowolnie się uśmiechnęłam. Czy to jakaś sugestia, czy sama myśl o alkoholu uderzyła mu do głowy? A może tylko cieszył się, z tego, że chłopcy wiedzą? Nie mam pojęcia.
_______________________________________
Nie ma szałowego zakończenia.. a miało być ;)
Izka masz deda kobieto ;*
-Może jest w łazience?-zapytał gość.
-Może-wzruszyła ramionami-Nathan, tylko proszę cię, nie mów nic Maxowi. Ja to zrobię. Kiedyś..-szepnęłam.
-Dobrze. Nie chcę się mieszać w wasze sprawy-dał mi całusa w policzek i poszedł do kuchni-Magi, Maxa nie ma..
-Co?-zdziwiłam się, a chłopak podał mi kartkę: "Nie wiedziałem, o której wrócisz. Miałem pilny telefon i musiałem iść. Wpadnę do ciebie później. Całuję, Max ;*"-Nathan, czy wy przypadkiem nie macie jakiegoś ważnego spotkania?
-Niee-wyglądał na zmieszanego-A co?
-To co się stało?-głośno myślałam.
-Magi, nie chcę zostawiać cię samej, ale..
-Jasne. Idź. I tak muszę posprzątać, a w tym na pewno mi nie pomożesz.
-Następnym razem.
-Zapamiętam.
-Pa-na pożegnanie mnie przytulił. Usiadłam na kanapie i wzięłam się za składanie koca. Pachniał Georgiem. Mimowolnie się uśmiechnęłam.Po 10 minutach dotarło do mnie, że Nina jeszcze nie dzwoniła. Wpadłam w panikę. A co, jeśli mam spodziewać się najgorszego? Wzięłam telefon i zadzwoniłam do mamy.
-Halo?-jej głos drżał.
-Co jest z tatą?-zapytałam.
-Margo.. To nie jest rozmowa na telefon.
-Wczoraj też tak mówiłaś, ale chcę wiedzieć. Martwię się. Mogę z nim porozmawiać?-po tych słowach Nina zaczęła płakać-Mamo?
-Thad.. On nie żyje-obie płakałyśmy. Poczułam, że robi mi się słabo, w płucach brakuje powietrza, a przed oczami mam mroczki.
-Nie-jęknęłam.
-Kotku, wrócę jak najszybciej się da.
-Dobrze-odparłam i się rozłączyłam. Musiałam się położyć. Jak już się wali to wszystko. Ojciec, ciąża i to, że poroniłam. To wszystko zaczęło mnie przerastać. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię, ale zbyt zmęczona. Skuliłam się w kłębek i poszłam spać. Obudziło mnie walenie do drzwi.
-Już idę!-byłam lekko poddenerwowana-Taak?
-Dzień dobry. Zamawiała pani pizzę. Proszę-wysoki blondyn wręczył mi karton.
-Ale ja nic nie zamawiałam-zdziwiłam się.
-Ale my tak!-na horyzoncie pojawiło się the WANTED.
-Ile się należy?-zapytał Tom i uregulował rachunek.
-Tooooooo, co robimy?-zapytał Siva, gdy siedzieliśmy w salonie.
-Może jakaś imprezka?-zaproponował Jay.
-Przyznaj, chcesz się upić i poderwać jakieś panienki-zaśmiał się Max.
-Ja? Niee. To, że ty masz takie plany to nie znaczy, że każdy inny też-loczek wypiął język. Max już chciał coś powiedzieć, ale spojrzał na mnie, a ja pokręciłam przecząco głową.
-A ty Magi, co myślisz o wypadzie do klubu?-zapytał Nathan.
-Wolę posiedzieć w domu-odparłam.
-Czyli PARTY HARD W DOOOOMU!-Parker zaczął biegać po pokoju z uniesionymi rękami. Wyglądał zabawnie-To idziemy zaprosić ludzi, zorganizować żarcie i kogoś do porannego sprzątania.
-Tak, przydałoby się-zgodził się Siva.
-To wy idźcie, a ja zostanę z Margo-Max objął mnie ramieniem. Nie powiem.. To było miłe z jego strony.
-Dobra, ale macie być o 8 u nas i ani minuty spóźnienia-zagroził Nathan i wyszli.
-Nie musimy tam iść jak nie chcesz-George wziął mnie za rękę. Nic nie odpowiedziałam-Margo, coś się stało?
-Tak. Mój ojciec nie żyje-patrzyliśmy sobie w oczy. Nie płakałam. Nawet nie czułam bólu. Po prostu stało się. Taka jest kolej rzeczy.
-Przykro mi-pogładził mój policzek zimną dłonią.
-Mi też.
-Wypożyczyć jakiś film? Wątpię, że chcesz iść..
-Idziemy. Wiesz, co oni sobie pomyślą jak nie wrócisz na noc?-usiadłam po turecku.
-Gdyby nie Nath już dawno by pomyśleli, że jesteśmy parą.
-A co ma do tego Nathan?-zdziwiłam się.
-Cały czas się obok ciebie kręci.
-Przyjaźnimy się-wyjaśniłam.
-Ale to tak nie wygląda.
-Tylko dla ciebie.
-...
-Max, czy ty jesteś zazdrosny?
-Jak cholera!
-Hahaha-zaczęłam się śmiać.
-Mówię poważnie.
-Wierzę ci-musnęłam jego usta i wstałam.
-A ty gdzie się wybierasz?-pociągnął mnie za rękę i wylądowałam na jego kolanach.
-Myślałam, że zjemy tą pizzę-uśmiechnęłam się.
-Może później-pocałował mnie w nos.
-Max..
-Tak kotku?-nasze usta dzieliły centymetry. Znowu nie udzieliłam odpowiedzi. Jego dłonie, które spoczywały na moich biodrach, znalazły się pod bluzką-Kocham cię-szepnął i namiętnie mnie pocałował. Zaplotłam palce na jego szyi i pozwoliłam ponieść się emocjom. Też go kocham i chcę z nim być, ale on jest gwiazdą. Odsunęłam się od niego.
-Też cię kocham-uśmiechnęłam się.
-Powiedzmy wszystkim, że jesteśmy razem.
-Max..-usiadłam obok niego.
-Rozumiem, że nie chcesz tego zamieszania wokół siebie, ale nie możemy się wiecznie ukrywać.
-Wiem-spuściłam głowę.
-Chociaż powiedzmy chłopakom.
-Naprawdę tego chcesz?-zapytałam.
-A dlaczego miałoby tak nie być?-odpowiedział pytaniem.
-Bo.. Kelsey jest tancerką, Nareesha projektantką, a ja..
-Ty jesteś najwspanialszą dziewczyną jaką kiedykolwiek poznałem-złapał mnie za żuchwę i delikatnie pocałował. Poczułam się lepiej-I nigdy więcej nie porównuj się do innych dziewczyn, rozumiesz?
-Bo co mi zrobisz?-uniosłam prawą brew. Mój chłopak (kurde, jak to fajnie brzmi xd) chwilę się zastanawiał.
-To-i zaczął mnie łaskotać i całować po szyi.
-Przestań, proszę. Przestań-brakowało mi oddechu i na 100% zrobiłam się czerwona-Chyba powinniśmy się już zbierać-wydyszałam.
-Czyli idziemy?-Max przestał mnie łaskotać.
-Skoro mamy powiedzieć im prawdę..
-Mówiłem ci, że cię kocham?
-Hmmm.. Nie przypominam sobie-dałam mu całusa-A teraz idę się przebrać.
-Idę z tobą-wziął mnie za rękę i zaprowadził do mojego pokoju. Mój ojciec nie żyje, a ja wybieram się na imprezę.. Tak, jestem bez serca, ale teraz nic nie czuję. Mam wszystko w dupie. W końcu każdy kiedyś umrze, prawda? Otworzyłam szafę i zastanawiałam się, co założyć.
-Kotku, nie idziemy na galę. Możesz założyć cokolwiek-George przewrócił oczami.
-Teraz tak mówisz-nawet na niego nie spojrzałam.
-Za dwa tygodnie będziesz się szykować.
-Co?-odwróciłam się na pięcie.
-Jeszcze nic. Jutro ci wszystko opowiem.
-Max-naciskałam.
-Kotku-westchnęłam.
-Dobra, niech będzie-wzięłam rzeczy i poszłam do łazienki, a Max w tym czasie zamówił taksówkę. Chcieliśmy być wcześniej, żeby ich "oświecić", ale pomimo to było już kilku nieźle wstawionych gości.
-Ho ho ho. Kogo my tu mamy?-podszedł do nas Tom z piwem w ręce-A już się bałem, że nie przyjdziecie.
-Niby dlaczego?-zapytałam.
-Myślałem, że Max się tobą zajmie-odchrząknął.
-Gdzie jest reszta? Musimy pogadać-Łysol szybko zmienił temat.
-Nie wiem, ale mogę ich zebrać.
-Dobra, za 5 minut w kuchni. Dziewczyny też.
-Co mam im powiedzieć? Narada wojenna?-zażartował.
-Mów, co chcesz-Max machnął ręką, a Tom poszedł chwiejnym krokiem wgłąb domu.
-Nie wiem, czy to ma sens-stwierdziłam-Jeśli reszta wygląda tak jak Parker to poczekajmy z tym do jutra.
-Jak to się mówi.. Pożyjemy, zobaczymy, a teraz chodź-wziął mnie za rękę i zaprowadził do kuchni.
-Staryyyy! Świetna impreza!!-krzyczał ze schodów do nas jakiś koleś.
-Musimy wam o czymś powiedzieć-zaczął Max, gdy do kuchni wszedł Tom, Siva, Jay, Nathan, Jessica, Agatha, Kelsey i Nareesha. Czułam, że serce zaczyna mi walić, a to nie jest dobry znak.
-Jeśli chcecie nam powiedzieć, że jesteście razem to nie musicie się wysilać. Wiemy-Kelsey się uśmiechnęła.
-Coo? Jak to?-zdziwiłam się.
-Myślicie, że tego nie widać?-odezwał się Siva.
-Cały czas się na siebie gapicie-Loczek pił piwo.
-I każdą chwilę spędzacie razem-wtrąciła Naresha.
-Nie martwcie się, macie moje, to znaczy nasze błogosławieństwo-Tom podniósł butelkę do góry.
-Ale to zostaje między nami?-zapytałam.
-Oczywiście. Nikt się nie dowie bratowo. Hahaha-ADHDowiec popadł w histeryczny śmiech.
-Nie jestem twoją bratową.
-Jeszcze. Hahahahahahaha-i poszedł.
-Nie chcę mieć z nim do czynienia sam na sam jak jest w takim stanie-wyznałam.
-Będę cie pilnował-Max objął mnie w pasie.
-Ooo, jak wy słodko razem wyglądacie-rozmarzyła się Agatha, która też próbowała alkoholu, jak każdy tutaj.
-Zapraszam panią do tańca-Max uśmiechnął się szarmancko.
-Jestem jeszcze panną.
-Oj, mój błąd. Pomyślałem, że jesteś panią George-udawał skołowanego. W tle usłyszeliśmy rozpoczynającą się piosenkę. Max prowadził, kołysząc nami. Mój Łysolek szeptał do ucha tekst piosenki, a ja odpływałam, marząc. "Pomyślałem, że jesteś panią George" mimowolnie się uśmiechnęłam. Czy to jakaś sugestia, czy sama myśl o alkoholu uderzyła mu do głowy? A może tylko cieszył się, z tego, że chłopcy wiedzą? Nie mam pojęcia.
_______________________________________
Nie ma szałowego zakończenia.. a miało być ;)
Izka masz deda kobieto ;*
niedziela, 2 czerwca 2013
Margo, czy ty jesteś w ciąży?
Leżałam, opierając głowę na jego kolanach. Czułam jego równomierne bicie serca. To sprawiło, że się uspokoiłam. Muszę mu powiedzieć. Teraz! Bo niby kiedy? Jutro jak przyjdą chłopcy? O niee, oni się nie dowiedzą.
-Max-szepnęłam-Max, ja jestem w ciąży-usadziłam się w pozycji siedzącej. Spał-Super-mruknęłam, wstałam i przykryłam go kocem. Wyglądał słodko. Dałam mu całusa w czoło i poszłam na górę się położyć.
Przez sen czułam ból w podbrzuszu. zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie zaczyna mi się BARDZO spóźniony okres. Ale spałam dalej. Rano wpadłam w panikę, bo całe prześcieradło było we krwi, a ból nie ustępował. Co się dzieje? To nie miesiączka. Jakoś zwlokłam się z łózka i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Na szczęście Max jeszcze spał. Popiłam dwie tabletki przeciwbólowe wodą i usiadłam na stoliku naprzeciwko Łysola. Gdy ten otworzył oczy, uśmiechnęłam się, siadając obok niego.
-Hej Piękna-najpierw pocałował mnie w czoło, a potem mruknął-Nie uwierzysz, co mi się śniło.
-Co takiego?-udawałam (mam nadzieję, że skutecznie), że nic mnie nie boli, ale tabletki nie pomagały.
-Że jesteś w ciąży-odpowiedział. Czułam, jak robię się blada-Margo spójrz na mnie. Czy ty jesteś w ciąży?-wpadł w panikę-Przecież.. O Boże, to bardzo możliwe. I te bóle-złapał się za głowę.
-Nie jestem. Nie musisz się o nic martwić-skłamałam. To znaczy nie wyznałam całej prawdy. Westchnął. Idę do sklepu. Nie czekając na odpowiedź, wyszłam. Wybrałam numer i przyłożyłam telefon do ucha.
-Nathan, możemy się spotkać?-zapytałam, gdy się przywitał-To pilne-dodałam. W kawiarni wyjaśniłam mu zaistniałą sytuację. Bardzo się zmartwił moim stanem.
-Nadal nie zrobiłaś testów?-zapytał po raz trzeci.
-Nie-mruknęłam. Chłopak wstał, chyba się wkurzył.
-Idziemy-pociągnął mnie za rękę.
-Dokąd?
-Do ginekologa.
Nathan zamówił taksówkę i pojechaliśmy do najbliższej przychodni.
-Co ty robisz?-zapytałam, gdy wyszedł za mną z auta.
-Idę z tobą-wyjaśnił.
-Nie ma takiej opcji. Ja idę do ginekologa i nie chcę cię tam widzieć. Z resztą, co ludzie pomyślą jak cię poznają.
-Mam w dupie ich opinię. Liczysz się ty i twoje zdrowie. Idziemy!-wziął mnie za rękę i ruszyliśmy do głównych drzwi.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?-zapytała miła pani w recepcji.
-Chcielibyśmy zarejestrować się do pana..Grumpa-zerknął na rozpiskę Nathan. Był bardzo poważy. Jeszcze nigdy go takim nie widziałam.
-Dobrze-uśmiechnęła się kobieta. Załatwiliśmy wszystkie formalności i po 20 minutach wchodziliśmy już do gabinetu. Tak, Sykes uparł się, że idzie ze mną. Starszy pan zrobił mi USG i dziwnie patrząc na monitor.
-Czy w ostatnich godzinach działo się coś dziwnego z pani ogranizmem?-zapytał.
-Tak. W nocy krwawiłam. Do tej pory boli mnie podbrzusze.
-Hmm..-na ten dźwięk Nathan mocniej ścisnął moją dłoń-Mam dla państwa złą i dobrą wiadomość.
-To znaczy?-chłopakowi zadrżał głos.
-Zależy od punktu widzenia. Jest pani bardzo młoda i nie powinna zachodzić tak wcześnie w ciąże..
-Do czego pan zmierza-przerwał.
-Nathan nie denerwuj się.
-Złą wiadomością jest to, że pani..poroniła.
-Co?-Nath wybuchnął. Napłynęły mi łzy do oczu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. To prawda, nie chciałam dziecka, ale żeby zaraz śmierć?
-Proszę się nie denerwować. To właśnie stres spowodował zaistniałą sytuację. Jeśli państwo chcą starać się o dziecko..
-My nie jesteśmy parą-wyjaśniłam.
-Ale to pana..
-Nie, to nie było jego dziecko, ale proszę mówić dalej.
-Na razie nic nie grozi uprawianie seksu bez zabezpieczenia, ale po 2 miesiącach pani ciało się zregeneruje i proszę używać środków antykoncepcyjnych, które pani zapiszę. Jeśli nie chce pani powtórzyć ciąży.
-Dobrze-uśmiechnęłam się. Kątem oka spojrzałam na Nathan, który był czerwony jak burak.
-Dopiszę jeszcze tabletki przeciwbólowe.
-Dziękuję bardzo panie Grump-odparłam i wyszliśmy. Do apteki poszliśmy pieszo, nie odzywając się do siebie. Nie miałam ochoty na rozmowy.
-Magi..
-Nic nie mów, proszę cię-poczułam jak łzy napływają mi do oczu. On spojrzał na mnie i mocno objął ramionami. Zaczęłam płakać.
-Spokojnie. Ciiii-co chwilę całował mnie w czoło.
-To było moje dziecko. Moje i Maxa. Nawet jakby go nie chciał... Nie musiałby go kochać.
-Magi-odsunął mnie na długość swoich rąk-Zostaniesz jeszcze szczęśliwą mamą z Maxem jako głową rodziny. Obiecuję.
-Jesteś kochany-dałam mu całusa w policzek-Wpadniesz do mnie? Mam nadzieję, że George jeszcze nie uciekł.
-Nie będę przeszkadzał?
-Jasne, że nie. Nawet się przydasz. Muszę zmienić pościel na górze-mruknęłam.
_________________________________
Co do tej akcji u lekarza to nie mam pojęcia jak to wygląda i zmyślałam, więc proszę o wyrozumiałość :)
Boże, ze mną jest coraz gorzej..
I nie mówię tu o mojej psychice..
Mam kontuzję kolana, ale nie taką zwykłą.
Mam Zespół bocznego przyparcia rzepki i to nie ściema.
Ledwie chodzę i mogę zapomnieć o jakimkolwiek sporcie ;(
RATUJCIE!
-Max-szepnęłam-Max, ja jestem w ciąży-usadziłam się w pozycji siedzącej. Spał-Super-mruknęłam, wstałam i przykryłam go kocem. Wyglądał słodko. Dałam mu całusa w czoło i poszłam na górę się położyć.
Przez sen czułam ból w podbrzuszu. zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie zaczyna mi się BARDZO spóźniony okres. Ale spałam dalej. Rano wpadłam w panikę, bo całe prześcieradło było we krwi, a ból nie ustępował. Co się dzieje? To nie miesiączka. Jakoś zwlokłam się z łózka i poszłam do łazienki wziąć prysznic. Na szczęście Max jeszcze spał. Popiłam dwie tabletki przeciwbólowe wodą i usiadłam na stoliku naprzeciwko Łysola. Gdy ten otworzył oczy, uśmiechnęłam się, siadając obok niego.
-Hej Piękna-najpierw pocałował mnie w czoło, a potem mruknął-Nie uwierzysz, co mi się śniło.
-Co takiego?-udawałam (mam nadzieję, że skutecznie), że nic mnie nie boli, ale tabletki nie pomagały.
-Że jesteś w ciąży-odpowiedział. Czułam, jak robię się blada-Margo spójrz na mnie. Czy ty jesteś w ciąży?-wpadł w panikę-Przecież.. O Boże, to bardzo możliwe. I te bóle-złapał się za głowę.
-Nie jestem. Nie musisz się o nic martwić-skłamałam. To znaczy nie wyznałam całej prawdy. Westchnął. Idę do sklepu. Nie czekając na odpowiedź, wyszłam. Wybrałam numer i przyłożyłam telefon do ucha.
-Nathan, możemy się spotkać?-zapytałam, gdy się przywitał-To pilne-dodałam. W kawiarni wyjaśniłam mu zaistniałą sytuację. Bardzo się zmartwił moim stanem.
-Nadal nie zrobiłaś testów?-zapytał po raz trzeci.
-Nie-mruknęłam. Chłopak wstał, chyba się wkurzył.
-Idziemy-pociągnął mnie za rękę.
-Dokąd?
-Do ginekologa.
Nathan zamówił taksówkę i pojechaliśmy do najbliższej przychodni.
-Co ty robisz?-zapytałam, gdy wyszedł za mną z auta.
-Idę z tobą-wyjaśnił.
-Nie ma takiej opcji. Ja idę do ginekologa i nie chcę cię tam widzieć. Z resztą, co ludzie pomyślą jak cię poznają.
-Mam w dupie ich opinię. Liczysz się ty i twoje zdrowie. Idziemy!-wziął mnie za rękę i ruszyliśmy do głównych drzwi.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc?-zapytała miła pani w recepcji.
-Chcielibyśmy zarejestrować się do pana..Grumpa-zerknął na rozpiskę Nathan. Był bardzo poważy. Jeszcze nigdy go takim nie widziałam.
-Dobrze-uśmiechnęła się kobieta. Załatwiliśmy wszystkie formalności i po 20 minutach wchodziliśmy już do gabinetu. Tak, Sykes uparł się, że idzie ze mną. Starszy pan zrobił mi USG i dziwnie patrząc na monitor.
-Czy w ostatnich godzinach działo się coś dziwnego z pani ogranizmem?-zapytał.
-Tak. W nocy krwawiłam. Do tej pory boli mnie podbrzusze.
-Hmm..-na ten dźwięk Nathan mocniej ścisnął moją dłoń-Mam dla państwa złą i dobrą wiadomość.
-To znaczy?-chłopakowi zadrżał głos.
-Zależy od punktu widzenia. Jest pani bardzo młoda i nie powinna zachodzić tak wcześnie w ciąże..
-Do czego pan zmierza-przerwał.
-Nathan nie denerwuj się.
-Złą wiadomością jest to, że pani..poroniła.
-Co?-Nath wybuchnął. Napłynęły mi łzy do oczu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. To prawda, nie chciałam dziecka, ale żeby zaraz śmierć?
-Proszę się nie denerwować. To właśnie stres spowodował zaistniałą sytuację. Jeśli państwo chcą starać się o dziecko..
-My nie jesteśmy parą-wyjaśniłam.
-Ale to pana..
-Nie, to nie było jego dziecko, ale proszę mówić dalej.
-Na razie nic nie grozi uprawianie seksu bez zabezpieczenia, ale po 2 miesiącach pani ciało się zregeneruje i proszę używać środków antykoncepcyjnych, które pani zapiszę. Jeśli nie chce pani powtórzyć ciąży.
-Dobrze-uśmiechnęłam się. Kątem oka spojrzałam na Nathan, który był czerwony jak burak.
-Dopiszę jeszcze tabletki przeciwbólowe.
-Dziękuję bardzo panie Grump-odparłam i wyszliśmy. Do apteki poszliśmy pieszo, nie odzywając się do siebie. Nie miałam ochoty na rozmowy.
-Magi..
-Nic nie mów, proszę cię-poczułam jak łzy napływają mi do oczu. On spojrzał na mnie i mocno objął ramionami. Zaczęłam płakać.
-Spokojnie. Ciiii-co chwilę całował mnie w czoło.
-To było moje dziecko. Moje i Maxa. Nawet jakby go nie chciał... Nie musiałby go kochać.
-Magi-odsunął mnie na długość swoich rąk-Zostaniesz jeszcze szczęśliwą mamą z Maxem jako głową rodziny. Obiecuję.
-Jesteś kochany-dałam mu całusa w policzek-Wpadniesz do mnie? Mam nadzieję, że George jeszcze nie uciekł.
-Nie będę przeszkadzał?
-Jasne, że nie. Nawet się przydasz. Muszę zmienić pościel na górze-mruknęłam.
_________________________________
Co do tej akcji u lekarza to nie mam pojęcia jak to wygląda i zmyślałam, więc proszę o wyrozumiałość :)
Boże, ze mną jest coraz gorzej..
I nie mówię tu o mojej psychice..
Mam kontuzję kolana, ale nie taką zwykłą.
Mam Zespół bocznego przyparcia rzepki i to nie ściema.
Ledwie chodzę i mogę zapomnieć o jakimkolwiek sporcie ;(
RATUJCIE!
Subskrybuj:
Posty (Atom)