Dopiero teraz czułam, że kapcie są niewygodne i nie powinno się w nich chodzić na spacery. Zaczęły mnie tak denerwować, że wyrzuciłam je do najbliższego kosza i szłam na boso. Chciałam zajść do Paula, żeby mu podziękować, ale nie chcę znowu go budzić, a to może poczekać do rana. Po drodze zaczepiło mnie dwóch bezdomnych, ale nie zwróciłam na nich uwagi. Wiedziałam, że będę chora, bo robiło mi się zimno w stopy. Shit! Czego nie robi się dla miłości..
Nie wiem, czy będę z Maxem, ale chyba coś z tego będzie. Który to raz? Niedługo w ogóle nie będę umiała tego zliczyć.
Szłam ulicą, bo nie było na niej kamieni, a i tak była pusta. W pewnym momencie przede mną pojawił się mój cień. To nie wróżyło nic dobrego. Nim obejrzałam się za siebie, poczułam uderzenie w okolicy miednicy i usłyszałam huk. Więcej nie pamiętam. Wiem tylko, że się od czegoś odbiłam i upadłam na ziemie, powoli tracąc świadomość.
*3 tygodnie później*
Nie czuję nic. Nie mam siły nawet oddychać. Słyszę tylko szepty innych ludzi i pikające maszyny. Nagle ktoś odsunął jakiś mebel (przynajmniej tak mi się wydaje) i nic. Chyba ktoś usiadł. Otworzyłam jedno oko, żeby zobaczyć gdzie jestem. Przeraziła mnie intensywna ilość światła. Gdy się przyzwyczaiłam, otworzyłam drugie oko. Był dzień, a ja nie pamiętam jak wróciłam do domu. Spojrzałam na mężczyznę. Miał około dwudziestki i wyglądał na przerażonego, gdy na niego patrzyłam. Jego jasne włosy wyglądały dość zabawnie przy opalonym ciele. Miał niebieskie oczy, jak niebo w środku lata i wyglądał schludnie. Rozejrzałam się i zrozumiałam, że leżę w szpitalnej sali.
-Co j..?-i poczułam ból w klatce piersiowej.
-Lekarz powiedział, że musisz dużo odpoczywać-odparł niskim, ciepłym głosem.
-Hhhh-tylko mruknęłam z rezygnacją.
-Pewnie chcesz się dowiedzieć, co tu robisz i kim jestem? Już tłumaczę-uśmiech błądził po jego twarzy. I znowu poczułam się słabo, a pikawki piszczały.. Tak nie do zniesienia piszczały. Przyszła pielęgniarka i coś mi wstrzyknęła. Od razu poczułam się lepiej. Chcę tego więcej.
-Proszę, nic nie mów. Oszczędzaj siły-kolejny szeroki uśmiech z jego strony. Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy to "Na pewno nosił aparat ortodontyczny, ma bardzo równe zęby". Dopiero później zaczęłam się zastanawiać gdzie jest mama i Max. O wilku mowa. Łysy mężczyzna stoi osłupiały w drzwiach i się dziwnie na nas patrzy. Wreszcie decyduje się wejść dalej i zajmuje miejsce po drugiej stronie łóżka.
-Hej Słońce-powiedział zatroskany, a ja odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem.
-Wrócę później-blondyn wstał z miejsca-I.. Jestem Christian-pogładził mnie po dłoni i wyszedł. Tylko odprowadziłam go wzrokiem.
-Nie było mnie chwilę, a ten tu zdążył przyjść-bąknął-Długo już nie śpisz?
Chciałam odpowiedzieć, że nie mam pojęcia, ale słyszałam jak omija mnie śniadanie, a sufit dopiero zobaczyłam z 10 minut temu, ale nie miałam siły się odezwać i tylko pokiwałam przecząco głową.
-Boli jak.. mówię-wychrypiałam.
-Odpoczywaj-czułam, że naprawdę się o mnie boi i troszczy. Ale kim jest Christian?
_______________________________________________________
Dobra! Coś tam jest.
Do 30 września będę miała skończoną historię i na tym i na tamtym blogu, ale w głowie mam świetną opowieść -.-
Może napiszę książkę HAHAHAHAHAHAHA nie
'W życiu ważne są tylko chwile..'
sobota, 9 sierpnia 2014
niedziela, 13 lipca 2014
Przepraszam.
-Max!-krzyknęłam, stojąc w ogrodzie chłopaków. Widziałam, że świeci się u niego światło.
-Po co tu przyszłaś?-zapytał mój były chłopak, próbując wyplątać się z firanki.
-Możemy porozmawiać?-było mi strasznie głupio. Nic nie odpowiedział tylko zamknął okno. Byłam pewna, że nie przyjdzie, jednak po kilku minutach otworzył drzwi od tarasu i wpuścił mnie do środka.
-Wejdź. Widzę, że nie przygotowałaś się na nocne spacery-mruknął. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Przecież ubrałam się dosyć ciepło. Widząc moją zmieszaną minę, wskazał palcem na stopy. Byłam w kapciach!!
-Uhh..-tylko tyle dałam radę z siebie wydobyć.
-Chcesz coś do picia?-wstał.
-Nie, chcę tylko porozmawiać-wyjaśniłam.
-A ja się z chęcią napiję-i poszedł do kuchni. Max wcale nie ułatwiał mi zadania. Chciałam opowiedzieć wszystko jak najprędzej, a on to przedłużał-To Paul, prawda? Czy może ten sąsiad?-zapytał, wchodząc do salonu.
-Co?-zdziwiłam się.
-Za każdym razem, gdy chciałem do ciebie pójść, widziałem cię z nim-ostatnie słowo powiedział z obrzydzeniem.
-Przepraszam, że zaczęłam sobie układać życie.
-Cieszę się, ale nie rozumiem, po co przyszłaś. Myślałem, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy-westchnął.
-Nie wszystko.
-Możemy zrobić to jak najszybciej? Nie chcę na ciebie patrzeć. To boli-wyjaśnił niepewnie.
-Max-przysunęłam się do niego, ale nie wyrażał chęci na jakikolwiek dotyk, więc szybko powiedziałam:-Skłamałam. Przez te 6 miesięcy myślałam tylko o tobie, a gdy cię zobaczyłam.. byłam wściekła, że tyle złych rzeczy nam się przytrafiło i nie chciałam już cierpieć, a w domu zrozumiałam, że właśnie teraz tak jest. Przepraszam-wstałam-Dobranoc Max-dotknęłam dłonią jego policzek i zrobiłam krok w stronę otwartych drzwi tarasu-Jeszcze raz przepraszam-ponownie spojrzałam na sofę, ale już go tam nie było. Na pewno poszedł na górę. Nie dziwię mu się. Też byłabym wściekła.
-Nie pozwolę ci iść samej-opierał się o ścianę tuż obok mnie-Założę buty i możemy iść.
-Nie chcesz się najpierw ubrać?
-Skoro ty możesz paradować w kapciach to ja w bokserkach-oboje się zaśmialiśmy-O tej godzinie raczej nic mi nie grozi. Jak coś to wrócę jakimiś bocznymi uliczkami-wzruszył ramionami.
-Nie chce ci się iść na górę po ciuchy?
-Nie-odparł bez zastanowienia.
-A co, jeśli ktoś zrobi ci zdjęcie?-szturchnęłam go w ramię.
-Przynajmniej będę z ładną dziewczyną-mimo panujących ciemności, zauważyłam jego uśmiech.
-Proszę, ubierz się, bo zmarzniesz-zmieniłam temat.
-Dobra, ale idziesz ze mną.
-Gdzie?-zdziwiłam się, a on wskazał schody-O niee.
-Nie pójdę sam na górę-posmutniał. Głośno westchnęłam i zaczęłam wdrapywać się po schodach, a Max za mną. Dobrze wiedziałam, że patrzy na mój tyłek. Nie widziałam tego, bo niby jak mogłam, ale czułam jego wzrok i co chwilę poprawiałam bluzę, żeby przestał to robić. Po najdłuższych 30 sekundach w moim życiu dostałam się na piętro i ruszyłam w kierunku strużki światła, którą było widać przez uchylone drzwi.
-Szybko się umieraj, bo jest przed 4, a muszę być w domu zanim Nina się obudzi-szepnęłam, żeby nie obudzić chłopaków.
-Musisz, czy chcesz?-zapytał, zamykając za sobą drzwi.
-Muszę i chcę-odpowiedziałam bez zastanowienia.
-A ja chcę wiele rzeczy, a żadnej nie mogę-posmutniał.
-Jesteś gwiazdą. Możesz wszystko i do tego masz kupę kasy. Nie widzę problemu.
-Skoro mogę wszystko..-podszedł do mnie, wziął głęboki wdech i mnie pocałował. Zrobił to z taką czułością. Tak bardzo za nim tęskniłam, że z tego wszystkiego prawię się popłakałam.
-Nie-powiedziałam, gdy chciał się odsunąć, po czym się do niego przytuliłam. George wziął mnie w swoje ramiona i znów czułam się tak jak kiedyś.
-Zostań-szepnął-Ja prześpię się na podłodze.
-Nie mogę. Nina nawet nie wie, że wyszłam, a z resztą nie chcę, żeby wszystko toczyło się tak szybko. Jeszcze kilka godzin temu nienawidziliśmy się-wyjaśniłam i cofnęłam się w stronę korytarza-Sama wrócę. Śpij dobrze Max-i poszłam, nie dając mu nawet szansy na pożegnanie.
_____________________________
Jeszcze nie wiem jak zakończę tego bloga, ale mam nadzieję, że coś wymyślę, bo MUSZĘ skończyć z pisaniem.
Tego bloga postaram się ogarnąć do końca lipca, a drugiego do końca wakacji.. tzn waszych wakacji.
-Po co tu przyszłaś?-zapytał mój były chłopak, próbując wyplątać się z firanki.
-Możemy porozmawiać?-było mi strasznie głupio. Nic nie odpowiedział tylko zamknął okno. Byłam pewna, że nie przyjdzie, jednak po kilku minutach otworzył drzwi od tarasu i wpuścił mnie do środka.
-Wejdź. Widzę, że nie przygotowałaś się na nocne spacery-mruknął. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Przecież ubrałam się dosyć ciepło. Widząc moją zmieszaną minę, wskazał palcem na stopy. Byłam w kapciach!!
-Uhh..-tylko tyle dałam radę z siebie wydobyć.
-Chcesz coś do picia?-wstał.
-Nie, chcę tylko porozmawiać-wyjaśniłam.
-A ja się z chęcią napiję-i poszedł do kuchni. Max wcale nie ułatwiał mi zadania. Chciałam opowiedzieć wszystko jak najprędzej, a on to przedłużał-To Paul, prawda? Czy może ten sąsiad?-zapytał, wchodząc do salonu.
-Co?-zdziwiłam się.
-Za każdym razem, gdy chciałem do ciebie pójść, widziałem cię z nim-ostatnie słowo powiedział z obrzydzeniem.
-Przepraszam, że zaczęłam sobie układać życie.
-Cieszę się, ale nie rozumiem, po co przyszłaś. Myślałem, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy-westchnął.
-Nie wszystko.
-Możemy zrobić to jak najszybciej? Nie chcę na ciebie patrzeć. To boli-wyjaśnił niepewnie.
-Max-przysunęłam się do niego, ale nie wyrażał chęci na jakikolwiek dotyk, więc szybko powiedziałam:-Skłamałam. Przez te 6 miesięcy myślałam tylko o tobie, a gdy cię zobaczyłam.. byłam wściekła, że tyle złych rzeczy nam się przytrafiło i nie chciałam już cierpieć, a w domu zrozumiałam, że właśnie teraz tak jest. Przepraszam-wstałam-Dobranoc Max-dotknęłam dłonią jego policzek i zrobiłam krok w stronę otwartych drzwi tarasu-Jeszcze raz przepraszam-ponownie spojrzałam na sofę, ale już go tam nie było. Na pewno poszedł na górę. Nie dziwię mu się. Też byłabym wściekła.
-Nie pozwolę ci iść samej-opierał się o ścianę tuż obok mnie-Założę buty i możemy iść.
-Nie chcesz się najpierw ubrać?
-Skoro ty możesz paradować w kapciach to ja w bokserkach-oboje się zaśmialiśmy-O tej godzinie raczej nic mi nie grozi. Jak coś to wrócę jakimiś bocznymi uliczkami-wzruszył ramionami.
-Nie chce ci się iść na górę po ciuchy?
-Nie-odparł bez zastanowienia.
-A co, jeśli ktoś zrobi ci zdjęcie?-szturchnęłam go w ramię.
-Przynajmniej będę z ładną dziewczyną-mimo panujących ciemności, zauważyłam jego uśmiech.
-Proszę, ubierz się, bo zmarzniesz-zmieniłam temat.
-Dobra, ale idziesz ze mną.
-Gdzie?-zdziwiłam się, a on wskazał schody-O niee.
-Nie pójdę sam na górę-posmutniał. Głośno westchnęłam i zaczęłam wdrapywać się po schodach, a Max za mną. Dobrze wiedziałam, że patrzy na mój tyłek. Nie widziałam tego, bo niby jak mogłam, ale czułam jego wzrok i co chwilę poprawiałam bluzę, żeby przestał to robić. Po najdłuższych 30 sekundach w moim życiu dostałam się na piętro i ruszyłam w kierunku strużki światła, którą było widać przez uchylone drzwi.
-Szybko się umieraj, bo jest przed 4, a muszę być w domu zanim Nina się obudzi-szepnęłam, żeby nie obudzić chłopaków.
-Musisz, czy chcesz?-zapytał, zamykając za sobą drzwi.
-Muszę i chcę-odpowiedziałam bez zastanowienia.
-A ja chcę wiele rzeczy, a żadnej nie mogę-posmutniał.
-Jesteś gwiazdą. Możesz wszystko i do tego masz kupę kasy. Nie widzę problemu.
-Skoro mogę wszystko..-podszedł do mnie, wziął głęboki wdech i mnie pocałował. Zrobił to z taką czułością. Tak bardzo za nim tęskniłam, że z tego wszystkiego prawię się popłakałam.
-Nie-powiedziałam, gdy chciał się odsunąć, po czym się do niego przytuliłam. George wziął mnie w swoje ramiona i znów czułam się tak jak kiedyś.
-Zostań-szepnął-Ja prześpię się na podłodze.
-Nie mogę. Nina nawet nie wie, że wyszłam, a z resztą nie chcę, żeby wszystko toczyło się tak szybko. Jeszcze kilka godzin temu nienawidziliśmy się-wyjaśniłam i cofnęłam się w stronę korytarza-Sama wrócę. Śpij dobrze Max-i poszłam, nie dając mu nawet szansy na pożegnanie.
_____________________________
Jeszcze nie wiem jak zakończę tego bloga, ale mam nadzieję, że coś wymyślę, bo MUSZĘ skończyć z pisaniem.
Tego bloga postaram się ogarnąć do końca lipca, a drugiego do końca wakacji.. tzn waszych wakacji.
niedziela, 6 lipca 2014
Tak wiele błędów jednego dnia..
* pół roku później *
-To co, idziemy do kina? Jeszcze chwila i spóźnimy się na seans-marudził Paul.
-Już, już-odparłam i pokazałam się blondynowi.
-Ekstra-i wyszliśmy. Jeśli chodzi o moje "życie miłosne" to skupiłam się na przyjaźni, a z chłopakami z TW nawet się nie widywałam. Mieli trasę i nie chciałam im przeszkadzać. Mimo to każdy z nich przeprosił mnie za Maxa, nie dowierzając, że mógł mi coś takiego zrobić. Nawet po pijaku.
-Co jest?-chłopak objął mnie ramieniem.
-Nic. Po prostu.. Nie wiem-naprawdę nie umiałam tego ubrać w słowa.
-Przez te 6 miesięcy zachowujesz się jakbyś żyła w innym świecie i nadal nie wiem dlaczego. Ok, rozumiem. Rozstałaś się Maxem, ale to..
-Paul, przestań!-przerwałam mu-Nie chcę o tym rozmawiać i straciłam ochotę na film. Wracam do domu. Cześć-odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Przecież on wie, że niczego mu nie powiem, jeśli nie chcę i tylko może mnie zdenerwować to nieee, musi spróbować. Na samą myśl o tamtym zdarzeniu, napłynęły mi łzy do oczu i oczywiście za bardzo nie myśląc o tym, żeby uważać na przechodniów, wpadłam na kogoś z umięśnioną klatą, bo aż mnie wszystko zabolało.
-Sorry-odparłam i nie patrząc za siebie poszłam dalej.
-Nie jestem ojcem. Ona chciała kasę i tyle-usłyszałam.
-Co?-odwróciłam się i zobaczyłam Maxa z podkrążonymi oczami i w pogniecionej koszulce.
-Tydzień temu zrobiłem testy. Wczoraj odebrałem wyniki. Od razu chciałem do ciebie przyjść, ale przez ten czas pewnie poukładałaś sobie życie, a skoro cię spotkałem to.. Chciałem, żebyś wiedziała-łamał mu się głos. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc mocno go przytuliłam-Kocham cię-wyznał.
-Wiem-odparłam, a chłopak cmoknął mnie w czoło. Moje serce przyspieszyło, gdy Max wyznał mi, że to jednak nie jest jego dziecko. Jednak podświadomie czułam, że nie powinnam mu ufać. Nie zaprzeczył przecież, że nie miał kontaktów z tą dziewczyną.
-Cieszę się-chłopak się uśmiechnął i już chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam.
-To nie jest dobry pomysł-szepnęłam.
-Jak to? Myślałem, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-Przykro mi.
-Masz już kogoś?-zapytał smutnym głosem.
-Tak-odpowiedziałam bez zastanowienia. On wolno pokiwał głową, jednocześnie przygryzając wargę, która wcześniej lekko mu drżała. Spojrzałam mu w oczy. Były zaszklone.
-W takim razie życzę wam szczęścia. Mam nadzieję, że jest lepszy ode mnie. Na razie Mag-pociągnął nosem i poszedł przed siebie. Miotały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałam za nim pobiec i wykrzyczeć, że go kocham, a z drugiej nie chciałam go widzieć. Ostatecznie wróciłam do domu, aby zaszyć się pod kołdrą. Momentalnie zasnęłam, mając przed oczami obraz smutnego Maxa. Śniły mi się wszystkie wspólnie spędzone chwile, dzień w którym się poznaliśmy, pierwszy raz, każdy miły gest. W środku nocy obudziłam się cała zalana potem i uświadomiłam sobie błąd, jaki popełniłam..
Nie patrząc na godzinę, ubrałam się w ciepłe rzeczy i wyszłam na zewnątrz. Na ulicy było ciemno. Nie wspominając już o pustkach. Bez zastanowienia moje nogi same trafiły pod odpowiedni adres. Zakradłam się na tyły domu i chwyciłam mały kamyk, celując w jedno z okien. Dobrze wiedziałam, w które okno powinnam trafić. Nie raz przez nie wpatrywałam się w pejzaż miasta. Niestety, musiałam użyć większej ilości kamieni, gdyż jeden nie przyniósł odpowiedniego efektu. Po chwili światło w pokoju zaświeciło się, a do okna podszedł chłopak.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tej barbarzyńskiej godziny?-chyba nawet nie wiedział do kogo mówi.
-Muszę pogadać-westchnęłam. Od razu zamknął okno i zszedł do mnie ubrany tylko w dresy.
-Mam nadzieję, że to coś poważnego skoro budzisz mnie po drugiej w nocy-zażartował, a mnie wcale nie było do śmiechu.
-Widziałam się z Maxem.
-Żartujesz.. Opowiadaj!
Powiedziałam mu o wszystkim, a słowa bardzo szybko płynęły z moich ust. Na zakończenie popłakałam się, bo zdałam sobie sprawę z tego, że nadal go kocham. Paul od razu mnie przytulił, głośno wzdychając.
-Oj, Magi, Magi. Co ja się z tobą mam.. Powinnaś iść do niego.
-Tak sądzisz?-byłam lekko zdziwiona z jego decyzji.
-Jestem tego pewien-uśmiechnął się lekko, a ja szybko pocałowałam go w policzek i pobiegłam do domu Maxa.
*Paul*
Musiałem pozwolić jej pogodzić się z tym facetem, mimo, że zakochałem się w niej już dawno.. Zasługuje na szczęście. Przy nim staje się zupełnie inną osobą. Taką.. weselszą. Wiem, że będę tego żałować, ale nie chcę być jej wrogiem tylko przyjacielem. Może jeszcze los się odwróci i Magi będzie moja. Może..
-Ale masz głupie marzenia-mruknąłem i wróciłem do wygodnego wyrka.
_______________________________________________
Jest rozdział!
Ale tylko dzięki Izie, więc proszę jej podziękować ♥
Dziękuję Kochana, bo bez Ciebie nic by nie było ♥ :*
-To co, idziemy do kina? Jeszcze chwila i spóźnimy się na seans-marudził Paul.
-Już, już-odparłam i pokazałam się blondynowi.
-Ekstra-i wyszliśmy. Jeśli chodzi o moje "życie miłosne" to skupiłam się na przyjaźni, a z chłopakami z TW nawet się nie widywałam. Mieli trasę i nie chciałam im przeszkadzać. Mimo to każdy z nich przeprosił mnie za Maxa, nie dowierzając, że mógł mi coś takiego zrobić. Nawet po pijaku.
-Co jest?-chłopak objął mnie ramieniem.
-Nic. Po prostu.. Nie wiem-naprawdę nie umiałam tego ubrać w słowa.
-Przez te 6 miesięcy zachowujesz się jakbyś żyła w innym świecie i nadal nie wiem dlaczego. Ok, rozumiem. Rozstałaś się Maxem, ale to..
-Paul, przestań!-przerwałam mu-Nie chcę o tym rozmawiać i straciłam ochotę na film. Wracam do domu. Cześć-odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem ruszyłam do domu. Przecież on wie, że niczego mu nie powiem, jeśli nie chcę i tylko może mnie zdenerwować to nieee, musi spróbować. Na samą myśl o tamtym zdarzeniu, napłynęły mi łzy do oczu i oczywiście za bardzo nie myśląc o tym, żeby uważać na przechodniów, wpadłam na kogoś z umięśnioną klatą, bo aż mnie wszystko zabolało.
-Sorry-odparłam i nie patrząc za siebie poszłam dalej.
-Nie jestem ojcem. Ona chciała kasę i tyle-usłyszałam.
-Co?-odwróciłam się i zobaczyłam Maxa z podkrążonymi oczami i w pogniecionej koszulce.
-Tydzień temu zrobiłem testy. Wczoraj odebrałem wyniki. Od razu chciałem do ciebie przyjść, ale przez ten czas pewnie poukładałaś sobie życie, a skoro cię spotkałem to.. Chciałem, żebyś wiedziała-łamał mu się głos. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc mocno go przytuliłam-Kocham cię-wyznał.
-Wiem-odparłam, a chłopak cmoknął mnie w czoło. Moje serce przyspieszyło, gdy Max wyznał mi, że to jednak nie jest jego dziecko. Jednak podświadomie czułam, że nie powinnam mu ufać. Nie zaprzeczył przecież, że nie miał kontaktów z tą dziewczyną.
-Cieszę się-chłopak się uśmiechnął i już chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam.
-To nie jest dobry pomysł-szepnęłam.
-Jak to? Myślałem, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy.
-Przykro mi.
-Masz już kogoś?-zapytał smutnym głosem.
-Tak-odpowiedziałam bez zastanowienia. On wolno pokiwał głową, jednocześnie przygryzając wargę, która wcześniej lekko mu drżała. Spojrzałam mu w oczy. Były zaszklone.
-W takim razie życzę wam szczęścia. Mam nadzieję, że jest lepszy ode mnie. Na razie Mag-pociągnął nosem i poszedł przed siebie. Miotały mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciałam za nim pobiec i wykrzyczeć, że go kocham, a z drugiej nie chciałam go widzieć. Ostatecznie wróciłam do domu, aby zaszyć się pod kołdrą. Momentalnie zasnęłam, mając przed oczami obraz smutnego Maxa. Śniły mi się wszystkie wspólnie spędzone chwile, dzień w którym się poznaliśmy, pierwszy raz, każdy miły gest. W środku nocy obudziłam się cała zalana potem i uświadomiłam sobie błąd, jaki popełniłam..
Nie patrząc na godzinę, ubrałam się w ciepłe rzeczy i wyszłam na zewnątrz. Na ulicy było ciemno. Nie wspominając już o pustkach. Bez zastanowienia moje nogi same trafiły pod odpowiedni adres. Zakradłam się na tyły domu i chwyciłam mały kamyk, celując w jedno z okien. Dobrze wiedziałam, w które okno powinnam trafić. Nie raz przez nie wpatrywałam się w pejzaż miasta. Niestety, musiałam użyć większej ilości kamieni, gdyż jeden nie przyniósł odpowiedniego efektu. Po chwili światło w pokoju zaświeciło się, a do okna podszedł chłopak.
-Czy ty zdajesz sobie sprawę z tej barbarzyńskiej godziny?-chyba nawet nie wiedział do kogo mówi.
-Muszę pogadać-westchnęłam. Od razu zamknął okno i zszedł do mnie ubrany tylko w dresy.
-Mam nadzieję, że to coś poważnego skoro budzisz mnie po drugiej w nocy-zażartował, a mnie wcale nie było do śmiechu.
-Widziałam się z Maxem.
-Żartujesz.. Opowiadaj!
Powiedziałam mu o wszystkim, a słowa bardzo szybko płynęły z moich ust. Na zakończenie popłakałam się, bo zdałam sobie sprawę z tego, że nadal go kocham. Paul od razu mnie przytulił, głośno wzdychając.
-Oj, Magi, Magi. Co ja się z tobą mam.. Powinnaś iść do niego.
-Tak sądzisz?-byłam lekko zdziwiona z jego decyzji.
-Jestem tego pewien-uśmiechnął się lekko, a ja szybko pocałowałam go w policzek i pobiegłam do domu Maxa.
*Paul*
Musiałem pozwolić jej pogodzić się z tym facetem, mimo, że zakochałem się w niej już dawno.. Zasługuje na szczęście. Przy nim staje się zupełnie inną osobą. Taką.. weselszą. Wiem, że będę tego żałować, ale nie chcę być jej wrogiem tylko przyjacielem. Może jeszcze los się odwróci i Magi będzie moja. Może..
-Ale masz głupie marzenia-mruknąłem i wróciłem do wygodnego wyrka.
_______________________________________________
Jest rozdział!
Ale tylko dzięki Izie, więc proszę jej podziękować ♥
Dziękuję Kochana, bo bez Ciebie nic by nie było ♥ :*
niedziela, 22 czerwca 2014
Kocham cię i nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził.
-Wiedziałem, że nie śpisz-odparł.
-Skąd?-usiadłam. Ledwie widziałam na oczy. Musiały być opuchnięte przez łzy. Na pewno wyglądam super -.- .
-Przecież cię znam.
-Też myślałam, że znam niektórych ludzi..-mruknęłam. Chłopak nerwowo przeczesał włosy.
-Słuchaj, Max nic mi nie powiedział tylko kazał się tobą zaopiekować. Powiesz mi, co się stało?
-Nie-prychnęłam-Jak chce to niech ci się tłumaczy, ja nie mam zamiaru-wstałam po bluzę.
-Stój-złapał mnie za rękę.
-Nathan!
-Co?-wstał. Nasze ramiona prawie się stykały. Nawet czułam jego miętowy oddech po gumie do żucia-Chcę ci pomóc-powiedział łagodnym i czułym głosem.
-Nie. Ty chcesz się dowiedzieć, co się stało między mną, a Maxem-poprawiłam go.
-Co ty mówisz?-złapał mnie za przedramiona-Kocham cię i nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził. Nawet mój przyjaciel-widziałam determinację w jego oczach-Chodź-mocno mnie przytulił, a ja znowu się popłakałam.
-Przepraszam. Po prostu ten związek mnie przerasta. Nie dość, że rzadko się widujemy to jeszcze te wszystkie kłótnie, dziwne sytuacje, dziecko..
-Czy ja dobrze usłyszałam? Dziecko?-do pokoju wparowała Nina. Była baaardzo zdenerwowana.
-Nie martw się. Nie będziesz babcią. To Max ma dzieciako, nie ja-wyjaśniłam, siadając na łóżko.
-Och, Skarbie. Tak mi przykro-pocałowała mnie w czoło-Zrobię ci ciepłe kakao na poprawę humoru i zadzwonię po Lolę. Zrobicie sobie babski wieczór, co?-bardzo chciała mnie pocieszyć.
-Nie. Już nikomu nie dam rady dzisiaj tego wyjaśniać-wytarłam wierzchem dłoni policzki-A jak Lola się uprze to..
-Rozumiem. Jak tylko będziesz chciała porozmawiać albo pomilczeć to możesz na mnie liczyć-starała się uśmiechnąć.
-Mamo, wiem, że masz dużo pracy. Poradzę sobie, a ty idź na spotkanie, czy coś-wiedziałam, że potrzebowała tych słów, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że mnie zostawiła.
-Będę pod telefonem. Na pewno-jeszcze raz cmoknęła moje czoło i wyszła. Nathan tylko na mnie patrzył.
-Ona ciężko pracuje-wyjaśniłam.
-Widać. Słuchaj, mogę z tobą zostać. Zero pytań, zero stresu. Tylko ty, ja i jakiś dobry film. Chcesz?-zapytał niepewnie.
-Bardzo-złapałam go za rękę, a po chwili zadzwonił jego telefon.
-Odbiorę, a ty coś włącz, ok?-wyciągnął komórkę z kieszeni. Tylko kiwnęłam głową w odpowiedzi. Chłopak chyba nie miał ochoty rozmawiać, bo odpowiadał tylko "tak, nie, jestem, później pogadamy" i wrócił.
-Coś się stało?-zapytałam.
-Wszystko ok. Co oglądamy?-rozłożył się na łóżku.
-"Twój na zawsze". Bardzo lubię ten film-zajęłam miejsce obok Sykesa-Może być?
-Co tylko chcesz-objął mnie ramieniem. Czułam się bezpiecznie i nawet dobrze się bawiłam oglądając film, ale to chyba tylko dlatego, że Nathan co chwilę mnie zagadywał i bawił się moimi włosami.
-Czy ty w ogóle wiesz o czym był film?-zapytałam po wyłączeniu laptopa.
-Tsaa-mruknął.
-Dobrze udajesz. Dzięki.. Za wszystko-miałam zamiar go przytulić, ale znowu zadzwonił jego telefon.
-To Agatha-wyjaśnił, patrząc na ekran.
-Nawet nie próbuj nie odebrać-uśmiechnęłam się, a on wyszedł na korytarz. Pokręciłam się trochę po pokoju, gdy dostałam sms.
"To jakieś nieporozumienie. Proszę, spotkajmy się. Chcę ci wszystko wyjaśnić. A jeśli nie chcesz rozmawiać, chociaż napisz, że nic ci nie jest. Martwię się. Całuję :**" ~ <3 Misio.
Muszę zmienić nazwę..
"ŻYJĘ!!!"-odpisałam i rzuciłam telefon na łóżko.
-Co u Agathy?-zapytałam, gdy tylko drzwi się otworzyły.
-Chciała się spotkać-nie wyglądał na szczęśliwego.
-To co tu jeszcze robisz? Masz sobie iść i się świetnie bawić, jasne?-wyganiałam go z pokoju.
I znowu zostałam sama..
_________________________
Jestem za stara na pisanie bloga -.-
-Przecież cię znam.
-Też myślałam, że znam niektórych ludzi..-mruknęłam. Chłopak nerwowo przeczesał włosy.
-Słuchaj, Max nic mi nie powiedział tylko kazał się tobą zaopiekować. Powiesz mi, co się stało?
-Nie-prychnęłam-Jak chce to niech ci się tłumaczy, ja nie mam zamiaru-wstałam po bluzę.
-Stój-złapał mnie za rękę.
-Nathan!
-Co?-wstał. Nasze ramiona prawie się stykały. Nawet czułam jego miętowy oddech po gumie do żucia-Chcę ci pomóc-powiedział łagodnym i czułym głosem.
-Nie. Ty chcesz się dowiedzieć, co się stało między mną, a Maxem-poprawiłam go.
-Co ty mówisz?-złapał mnie za przedramiona-Kocham cię i nie pozwolę, żeby ktoś cię skrzywdził. Nawet mój przyjaciel-widziałam determinację w jego oczach-Chodź-mocno mnie przytulił, a ja znowu się popłakałam.
-Przepraszam. Po prostu ten związek mnie przerasta. Nie dość, że rzadko się widujemy to jeszcze te wszystkie kłótnie, dziwne sytuacje, dziecko..
-Czy ja dobrze usłyszałam? Dziecko?-do pokoju wparowała Nina. Była baaardzo zdenerwowana.
-Nie martw się. Nie będziesz babcią. To Max ma dzieciako, nie ja-wyjaśniłam, siadając na łóżko.
-Och, Skarbie. Tak mi przykro-pocałowała mnie w czoło-Zrobię ci ciepłe kakao na poprawę humoru i zadzwonię po Lolę. Zrobicie sobie babski wieczór, co?-bardzo chciała mnie pocieszyć.
-Nie. Już nikomu nie dam rady dzisiaj tego wyjaśniać-wytarłam wierzchem dłoni policzki-A jak Lola się uprze to..
-Rozumiem. Jak tylko będziesz chciała porozmawiać albo pomilczeć to możesz na mnie liczyć-starała się uśmiechnąć.
-Mamo, wiem, że masz dużo pracy. Poradzę sobie, a ty idź na spotkanie, czy coś-wiedziałam, że potrzebowała tych słów, żeby nie mieć wyrzutów sumienia, że mnie zostawiła.
-Będę pod telefonem. Na pewno-jeszcze raz cmoknęła moje czoło i wyszła. Nathan tylko na mnie patrzył.
-Ona ciężko pracuje-wyjaśniłam.
-Widać. Słuchaj, mogę z tobą zostać. Zero pytań, zero stresu. Tylko ty, ja i jakiś dobry film. Chcesz?-zapytał niepewnie.
-Bardzo-złapałam go za rękę, a po chwili zadzwonił jego telefon.
-Odbiorę, a ty coś włącz, ok?-wyciągnął komórkę z kieszeni. Tylko kiwnęłam głową w odpowiedzi. Chłopak chyba nie miał ochoty rozmawiać, bo odpowiadał tylko "tak, nie, jestem, później pogadamy" i wrócił.
-Coś się stało?-zapytałam.
-Wszystko ok. Co oglądamy?-rozłożył się na łóżku.
-"Twój na zawsze". Bardzo lubię ten film-zajęłam miejsce obok Sykesa-Może być?
-Co tylko chcesz-objął mnie ramieniem. Czułam się bezpiecznie i nawet dobrze się bawiłam oglądając film, ale to chyba tylko dlatego, że Nathan co chwilę mnie zagadywał i bawił się moimi włosami.
-Czy ty w ogóle wiesz o czym był film?-zapytałam po wyłączeniu laptopa.
-Tsaa-mruknął.
-Dobrze udajesz. Dzięki.. Za wszystko-miałam zamiar go przytulić, ale znowu zadzwonił jego telefon.
-To Agatha-wyjaśnił, patrząc na ekran.
-Nawet nie próbuj nie odebrać-uśmiechnęłam się, a on wyszedł na korytarz. Pokręciłam się trochę po pokoju, gdy dostałam sms.
"To jakieś nieporozumienie. Proszę, spotkajmy się. Chcę ci wszystko wyjaśnić. A jeśli nie chcesz rozmawiać, chociaż napisz, że nic ci nie jest. Martwię się. Całuję :**" ~ <3 Misio.
Muszę zmienić nazwę..
"ŻYJĘ!!!"-odpisałam i rzuciłam telefon na łóżko.
-Co u Agathy?-zapytałam, gdy tylko drzwi się otworzyły.
-Chciała się spotkać-nie wyglądał na szczęśliwego.
-To co tu jeszcze robisz? Masz sobie iść i się świetnie bawić, jasne?-wyganiałam go z pokoju.
I znowu zostałam sama..
_________________________
Jestem za stara na pisanie bloga -.-
czwartek, 5 czerwca 2014
Max, to twoje dziecko.
-Oto państwa danie-kelner podał nam talerze z jedzeniem.
-Dziękujemy-powiedział Max, a wysoki brunet kiwnął głową i odszedł.
-Gdy mówiłeś, że zabierzesz mnie do porządnej restauracji, nie mówiłeś że to będzie TA restauracja-zdziwiłam się.
-Nie podoba ci się?-zapytał.
-Jasne, że się podoba-odpowiedziałam bez zastanowienia.
-Cieszę się-chwycił mnie za dłoń-Lepiej być nie może, bo jestem tu z tobą-ciepło się uśmiechnął, a ja się zarumieniłam-A teraz jedzmy póki ciepłe.
-Tak-wyplątałam się z jego uścisku i wzięłam sztućce-Mmm, to jest pyszne-byłam zachwycona.
-Wiem. Zawsze tu zamawiamy catering-odparł, przeżuwając kawałek mięsa.
-No tak. Macie tyle pieniędzy, że możecie cały czas tu jadać-zażartowałam.
-Bardziej gustujemy w kebabach i pizzach.
-Jasne.
-Przepraszam-podeszła do nas wysoka kobieta o ciemnych oczach i długich, czarnych włosach-Max George, prawda?-zapytała nieśmiało.
-Tak. Coś się stało?-chłopak próbował się uśmiechnąć.
-Możemy porozmawiać? Na osobności-dodała, patrząc na mnie.
-Proszę się nie krępować. Siadaj-Max wskazał krzesło obok.
-Dobrze. Sam tego chciałeś. To jest bardzo delikatna sprawa, ale skoro mogę mówić przy..-wskazała mnie dłonią-To zgoda.
-Możemy przejść do sedna sprawy?-próbował ją pośpieszyć.
-Tak, przepraszam. Więc.. Max. Nie wiem, czy mnie kojarzysz. Poznaliśmy w USA, gdy byliście w Vegas-zauważyłam, że był zmieszany tą sytuacją. Z resztą tak jak ja-I doszło do małego incydentu-wzięła głęboki wdech-Jestem w ciąży-pogładziła się po lekko wystającym brzuchu-Chyba mnie nie zrozumiałeś. Max, to twoje dziecko.
-Nie. To niemożliwe-wypierał się. Czułam jak mój świat się zawala. Wstałam i rzuciłam serwetkę na stół.
-Jak mogłeś?-tylko tyle udało mi się powiedzieć przez łzy.
-Kochanie-również wstał.
-Nie masz prawa tak do mnie mówić-odparłam przez zaciśnięte zęby-Zostaw mnie w spokoju! Sama trafię do domu. Zostań z.. NIĄ-wyszłam. Jak mógł kłamać, że mnie kocha? Po co ta cała szopka z wspólnie spędzonym dniem?! Z nadmiaru wrażeń i łez zakręciło mi się w głowie i zaczęłam wpadać na ludzi. Nie mogłam się zatrzymać. Musiałam uciec. Uciec do jedynego miejsca, gdzie będę sam na sam z własnymi myślami. Uciec, by..
-Magi?-usłyszałam cichy, niepewny głos. Szybko wytarłam policzki rękawem, po czym uniosłam wzrok.
-Hej-chlipnęłam, patrząc w jego miodowe tęczówki.
-Co się stało?-mężczyzna objął mnie ramieniem.
-Nie chcę o tym gadać. Nie teraz-wtuliłam się w jego tors. Był taki miły, ciepły i.. bezpieczny.
-Chodźmy do mnie-wziął mnie za rękę i szybko ją cofnął.
-Dziękuję Wren-objęłam jego dłoń.
-Dziękujemy-powiedział Max, a wysoki brunet kiwnął głową i odszedł.
-Gdy mówiłeś, że zabierzesz mnie do porządnej restauracji, nie mówiłeś że to będzie TA restauracja-zdziwiłam się.
-Nie podoba ci się?-zapytał.
-Jasne, że się podoba-odpowiedziałam bez zastanowienia.
-Cieszę się-chwycił mnie za dłoń-Lepiej być nie może, bo jestem tu z tobą-ciepło się uśmiechnął, a ja się zarumieniłam-A teraz jedzmy póki ciepłe.
-Tak-wyplątałam się z jego uścisku i wzięłam sztućce-Mmm, to jest pyszne-byłam zachwycona.
-Wiem. Zawsze tu zamawiamy catering-odparł, przeżuwając kawałek mięsa.
-No tak. Macie tyle pieniędzy, że możecie cały czas tu jadać-zażartowałam.
-Bardziej gustujemy w kebabach i pizzach.
-Jasne.
-Przepraszam-podeszła do nas wysoka kobieta o ciemnych oczach i długich, czarnych włosach-Max George, prawda?-zapytała nieśmiało.
-Tak. Coś się stało?-chłopak próbował się uśmiechnąć.
-Możemy porozmawiać? Na osobności-dodała, patrząc na mnie.
-Proszę się nie krępować. Siadaj-Max wskazał krzesło obok.
-Dobrze. Sam tego chciałeś. To jest bardzo delikatna sprawa, ale skoro mogę mówić przy..-wskazała mnie dłonią-To zgoda.
-Możemy przejść do sedna sprawy?-próbował ją pośpieszyć.
-Tak, przepraszam. Więc.. Max. Nie wiem, czy mnie kojarzysz. Poznaliśmy w USA, gdy byliście w Vegas-zauważyłam, że był zmieszany tą sytuacją. Z resztą tak jak ja-I doszło do małego incydentu-wzięła głęboki wdech-Jestem w ciąży-pogładziła się po lekko wystającym brzuchu-Chyba mnie nie zrozumiałeś. Max, to twoje dziecko.
-Nie. To niemożliwe-wypierał się. Czułam jak mój świat się zawala. Wstałam i rzuciłam serwetkę na stół.
-Jak mogłeś?-tylko tyle udało mi się powiedzieć przez łzy.
-Kochanie-również wstał.
-Nie masz prawa tak do mnie mówić-odparłam przez zaciśnięte zęby-Zostaw mnie w spokoju! Sama trafię do domu. Zostań z.. NIĄ-wyszłam. Jak mógł kłamać, że mnie kocha? Po co ta cała szopka z wspólnie spędzonym dniem?! Z nadmiaru wrażeń i łez zakręciło mi się w głowie i zaczęłam wpadać na ludzi. Nie mogłam się zatrzymać. Musiałam uciec. Uciec do jedynego miejsca, gdzie będę sam na sam z własnymi myślami. Uciec, by..
-Magi?-usłyszałam cichy, niepewny głos. Szybko wytarłam policzki rękawem, po czym uniosłam wzrok.
-Hej-chlipnęłam, patrząc w jego miodowe tęczówki.
-Co się stało?-mężczyzna objął mnie ramieniem.
-Nie chcę o tym gadać. Nie teraz-wtuliłam się w jego tors. Był taki miły, ciepły i.. bezpieczny.
-Chodźmy do mnie-wziął mnie za rękę i szybko ją cofnął.
-Dziękuję Wren-objęłam jego dłoń.
* * *
-Lepiej się czujesz?-zapytał, zmywając kubki po herbacie.
-Tak, dzięki-poprawiłam zadek na krześle.
-Chcesz teraz mi..
-Nie-przerwałam mu-Nawet nie wiem, jak miałabym zacząć.
-Ok. Jakby coś to wiesz, gdzie mnie szukać-uśmiechnął się, ale widziałam w jego oczach smutek. Nie wiem, czy to przeze mnie, czy przez problemy osobiste.
-Wiem. A co u ciebie?-zmieniłam temat.
-Całkiem nieźle. Powoli się ogarniam z nowym miejscem-puścił mi oczko.
-To super. Powinnam już iść-wstałam.
-Odprowadzić cię?-wytarł ręce o spodnie.
-Nie. Może poradzę sobie z przejściem przez ulicę-zaśmiałam się i przytuliłam chłopaka na pożegnanie. Gdy wróciłam do domu, ruszyłam pędem do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Spojrzałam na telefon, leżący na szafce nocnej. Oczywiście zapomniałam go wziąć ze sobą. Pewnie Nina dzwoniła. Właśnie, że nie! 10 połączeń od "<3 Misio" i 7 od "Nathan ciota" + kilkanaście smsów. Nawet nie miałam siły ich czytać. Schowałam twarz w poduszkę i znowu zaczęłam płakać.
-Skarbie, wróciłam!-usłyszałam mamę wchodzącą po schodach. Zajrzała do mojego pokoju, ale udałam, że śpię. Nie chcę jej tłumaczyć, co się stało. Tylko dlatego to zrobiłam. Wycofała się cicho i zamknęła za sobą drzwi. Jednak nie miałam spokoju na długo. Na korytarzu słyszałam jak Nina krzyczy: "Śpi! Nie budź jej!" i cisza. Nawet nie wiem kto wszedł do pomieszczenia, bo nie odwróciłam się. Bałam się, że zobaczę Maxa. Ktoś przysunął krzesło do łóżka i nic. To znaczy nic nie słyszałam. Nie wytrzymałam i spojrzałam na "gościa".
____________________________________________________
Flaki z olejem, ale piszę, żeby zakończyć historię.
Niestety tak jak się domyśliłam, mam niewielu czytelników.
Ale nie ma się czemu dziwić. Czytając to badziewie, wydłubałabym SE oczy.
Pozdrawiam i dobranoc :)
-Odprowadzić cię?-wytarł ręce o spodnie.
-Nie. Może poradzę sobie z przejściem przez ulicę-zaśmiałam się i przytuliłam chłopaka na pożegnanie. Gdy wróciłam do domu, ruszyłam pędem do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Spojrzałam na telefon, leżący na szafce nocnej. Oczywiście zapomniałam go wziąć ze sobą. Pewnie Nina dzwoniła. Właśnie, że nie! 10 połączeń od "<3 Misio" i 7 od "Nathan ciota" + kilkanaście smsów. Nawet nie miałam siły ich czytać. Schowałam twarz w poduszkę i znowu zaczęłam płakać.
-Skarbie, wróciłam!-usłyszałam mamę wchodzącą po schodach. Zajrzała do mojego pokoju, ale udałam, że śpię. Nie chcę jej tłumaczyć, co się stało. Tylko dlatego to zrobiłam. Wycofała się cicho i zamknęła za sobą drzwi. Jednak nie miałam spokoju na długo. Na korytarzu słyszałam jak Nina krzyczy: "Śpi! Nie budź jej!" i cisza. Nawet nie wiem kto wszedł do pomieszczenia, bo nie odwróciłam się. Bałam się, że zobaczę Maxa. Ktoś przysunął krzesło do łóżka i nic. To znaczy nic nie słyszałam. Nie wytrzymałam i spojrzałam na "gościa".
____________________________________________________
Flaki z olejem, ale piszę, żeby zakończyć historię.
Niestety tak jak się domyśliłam, mam niewielu czytelników.
Ale nie ma się czemu dziwić. Czytając to badziewie, wydłubałabym SE oczy.
Pozdrawiam i dobranoc :)
środa, 28 maja 2014
To NASZ dzień!
Nie wiem jak Max to załatwił, ale mieliśmy cały dzień dla siebie. Minęło tak wiele czasu odkąd mogliśmy spędzić ze sobą tyle czasu. Wpadł do mnie rano z kwiatami i powiedział, że możemy robić, co tylko zechcę.
-Czy zapomniałam o swoich urodzinach?-zaśmiałam się.
-Nie Kochanie. Nie musisz nawet o nich pamiętać. Ważne, że ja wiem kiedy są-pocałował mnie w czoło.
-Wiesz, że mam dziś szkołę?
-Taaak, ale rozmawiałem z twoją mamą i nie masz się, o co martwić. Wszystko załatwiłem-szeroko się uśmiechnął.
-Jak ją przekupiłeś?-usiadłam na blacie kuchennym.
-Nie musiałem-wzruszył ramionami-Twoja mama bardzo mnie lubi i darzy mnie zaufaniem. Wie, że nic ci przymnie nie grozi-podszedł do mnie i objął mnie w pasie.
-Ta kobieta chyba nie wie, co czyni-pokręciłam ze zdumieniem głową.
-Dziękuję ci bardzo-udał obrażonego i zrobił skwaszoną minę.
-Oj przepraszam-objęłam go za szyję. Chciałam dać mu całusa, ale zrobił unik i moje usta trafiły na żuchwę.
-Nie-odparł krótko. Spojrzałam na niego ze smutkiem-Ech-westchnął-Nie umiem się na ciebie gniewać-pocałował mnie, a ja odpowiadałam tym samym. Zapowiada się cudowny dzień.
-Usiądź sobie, a ja przygotuję ci coś do zjedzenia-polecił.
-Ale nie jestem głodna, jadłam zanim przyszedłeś.
-Hmm-zastanowił się przez chwilę-Może to i dobrze-cmoknął mnie w czoło i wziął na ręce.
-Co robisz?-zdziwiłam się.
-Przecież nie wyjdziesz z domu w samej koszulce. Musisz się przebrać.
-To już wychodzimy?-właśnie zostałam wnoszona po schodach.
-A chcesz zostać w domu?-zatrzymał się na pół piętrze.
-Tak. Nie. Nie wiem-odparłam szybko.
-Ach te kobiety. Wiecznie niezdecydowane-przewrócił oczami.
-Spadaj!-zaśmiałam się i po chwili leżałam na własnym łóżku.
-Możemy tu zostać jak chcesz-Max położył się obok-Wystarczy, że powiesz tak lub nie-składał pocałunki na moim karku. Robił to tak delikatnie, że miałam gęsią skórkę. W mojej głowie biły się ze sobą różne myśli. Iść, czy zostać. Jak pójdziemy to rozszarpią nas reporterzy, a jak zostaniemy to wiadomo do czego może dojść. Nagle Max zaczął gładzić mój brzuch, patrząc jak nierównomiernie oddycham. Spojrzał mi w oczy i powiedział:
-Kocham cię i żałuję, że przeze mnie cierpiałaś-pocałował mnie w czubek nosa. Myślałam, że się popłaczę. Czułam, że mówi prawdę. Byłam tego pewna. Mocno objęłam go za szyję.
-Było warto-powiedziałam przez łzy. Nie wiem ile czasu tak leżeliśmy, ale chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Zapach jego perfum uspokajał mnie, a bicie serca, które słyszałam powodowało uśmiech na mojej twarzy. Gdy uniosłam wzrok, zobaczyłam, że mój Romeo zasnął. Wyglądał tak słodko, że nie miałam serca, by go budzić. Ostrożnie wstałam i zaparzyłam sobie herbatę. Gdy wróciłam do pokoju, leżał już pod kołdrą i cichutko pochrapywał.
-Czy zapomniałam o swoich urodzinach?-zaśmiałam się.
-Nie Kochanie. Nie musisz nawet o nich pamiętać. Ważne, że ja wiem kiedy są-pocałował mnie w czoło.
-Wiesz, że mam dziś szkołę?
-Taaak, ale rozmawiałem z twoją mamą i nie masz się, o co martwić. Wszystko załatwiłem-szeroko się uśmiechnął.
-Jak ją przekupiłeś?-usiadłam na blacie kuchennym.
-Nie musiałem-wzruszył ramionami-Twoja mama bardzo mnie lubi i darzy mnie zaufaniem. Wie, że nic ci przymnie nie grozi-podszedł do mnie i objął mnie w pasie.
-Ta kobieta chyba nie wie, co czyni-pokręciłam ze zdumieniem głową.
-Dziękuję ci bardzo-udał obrażonego i zrobił skwaszoną minę.
-Oj przepraszam-objęłam go za szyję. Chciałam dać mu całusa, ale zrobił unik i moje usta trafiły na żuchwę.
-Nie-odparł krótko. Spojrzałam na niego ze smutkiem-Ech-westchnął-Nie umiem się na ciebie gniewać-pocałował mnie, a ja odpowiadałam tym samym. Zapowiada się cudowny dzień.
-Usiądź sobie, a ja przygotuję ci coś do zjedzenia-polecił.
-Ale nie jestem głodna, jadłam zanim przyszedłeś.
-Hmm-zastanowił się przez chwilę-Może to i dobrze-cmoknął mnie w czoło i wziął na ręce.
-Co robisz?-zdziwiłam się.
-Przecież nie wyjdziesz z domu w samej koszulce. Musisz się przebrać.
-To już wychodzimy?-właśnie zostałam wnoszona po schodach.
-A chcesz zostać w domu?-zatrzymał się na pół piętrze.
-Tak. Nie. Nie wiem-odparłam szybko.
-Ach te kobiety. Wiecznie niezdecydowane-przewrócił oczami.
-Spadaj!-zaśmiałam się i po chwili leżałam na własnym łóżku.
-Możemy tu zostać jak chcesz-Max położył się obok-Wystarczy, że powiesz tak lub nie-składał pocałunki na moim karku. Robił to tak delikatnie, że miałam gęsią skórkę. W mojej głowie biły się ze sobą różne myśli. Iść, czy zostać. Jak pójdziemy to rozszarpią nas reporterzy, a jak zostaniemy to wiadomo do czego może dojść. Nagle Max zaczął gładzić mój brzuch, patrząc jak nierównomiernie oddycham. Spojrzał mi w oczy i powiedział:
-Kocham cię i żałuję, że przeze mnie cierpiałaś-pocałował mnie w czubek nosa. Myślałam, że się popłaczę. Czułam, że mówi prawdę. Byłam tego pewna. Mocno objęłam go za szyję.
-Było warto-powiedziałam przez łzy. Nie wiem ile czasu tak leżeliśmy, ale chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie. Zapach jego perfum uspokajał mnie, a bicie serca, które słyszałam powodowało uśmiech na mojej twarzy. Gdy uniosłam wzrok, zobaczyłam, że mój Romeo zasnął. Wyglądał tak słodko, że nie miałam serca, by go budzić. Ostrożnie wstałam i zaparzyłam sobie herbatę. Gdy wróciłam do pokoju, leżał już pod kołdrą i cichutko pochrapywał.
* * *
-Na pewno chcesz tu iść na lunch?-zapytał niepewnie chłopak.
-Tak-odparłam stanowczym głosem.
-Ale..-skrzywił się-To nie tak miało wyglądać.
-Nie będę cię naciągać na żadne restauracje. Jemy na tym zadupiu-pocałowałam go w policzek-I nikt nas tu nie znajdzie, a chyba o to chodzi, c'nie?
-C'tak-westchnął, po czym otworzył mi drzwi. Nie powiem.. wnętrze lokalu nie zachwyca, ale przynajmniej nie śmierdzi. O nie, jednak śmierdzi.
-Ech.
-Wychodzimy-i zanim weszliśmy, już nas nie było-Przepraszam, ale nie pozwolę ci na to. Ja coś wybiorę i nie obchodzi mnie, że ktoś nas spotka. Mamy prawo do chodzenia po mieście, a z resztą musimy coś jeść i to w normalnych warunkach. Kocham cię i dlatego tam nie zjemy-powiedział to tak szybko, że ledwie go zrozumiałam.
-Dobrze. Czekam na propozycje-uśmiechnęłam się.
-Naprawdę?-wyglądał na zdziwionego.
-Tak-pogładziłam go po policzku.
-Mówiłem, że cię kocham?-złapał mnie w tali i przyciągnął do siebie tak, że nasze ciała się stykały.
-Hmm.. Chyba nie-oparłam ręce na jego ramionach.
-Jak mogłem o tym zapomnieć?-cmoknął mnie w czoło-Kocham cię-szepnął prosto do ucha.
-Wiem, ale chciałam to usłyszeć-odpowiedziałam w taki sam sposób.
-Wiesz, że pół roku temu spotkaliśmy się po raz pierwszy?-minimalnie się odsunął.
-Przecież casting był 3 miesiące temu-odparłam.
-Wtedy się poznaliśmy, ale chodzi mi o spotkanie, kochanie-wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę centrum. Próbowałam sobie przypomnieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-Niemożliwe, żeby coś takiego mogło się zdarzyć. Pamiętałabym-powiedziałam stanowczo.
-No tak, mogłaś mnie nie rozpoznać. Miałem czapkę z daszkiem, kaptur i okulary przeciwsłoneczne. Wpadliśmy na siebie w parku. Bardzo się spieszyłaś.
-Lola, chodź szybciej, bo znowu się spóźnimy-marudziłam.
-Ale szybciej nie dam rady i tak idziemy w zniewalająco szybkim tempie-wydyszała-Chodźmy przez park, będzie szybciej.
-Dobra-i od razu przeszłyśmy przez ulicę.
-Możesz mi przypomnieć dlaczego tak pędzimy?-ruda nie dawała za wygraną. Złapałam ją za ramię, zatrzymując się.
-Jak to? Nie wiesz gdzie idziemy?-zdziwiłam się-Robię to dla ciebie, a ty nawet nie wiesz dlaczego?
-Chcesz, żebym wypluła płuca? Dzięki-oparła dłonie o kolana i głęboko oddychała.
-Justin Timberlake jest w sklepie muzycznym dwie przecznice stąd i podpisuje płyty-powiedziałam zachęcającym głosem.
-Co? Idziemy!!-szarpnęła moją rękę i pędem ruszyłyśmy przez park-Nie mam płyty-załamała się.
-Wiem, ale ja ją mam. Wczoraj kupiłam-czułam ucisk w łydkach.
-Jesteś kochana-zaczęła piszczeć.
-To też wiem-spojrzałam na Lolę i poczułam jak moja głowa odbija się od ubitej ziemi.
-Przepraszam-nade mną stał mężczyzna-Żyjesz?-pomógł mi wstać.
-Tak, ale następnym razem uważaj jak chodzisz! Miałam szczęście, że to tylko trawnik!
-Jeszcze raz przepraszam. Mogę zadzwonić po pogotowie-poprawił okulary.
-Nie! Spieszymy się-wtrąciła przyjaciółka i już nas nie było.
-Teraz sobie przypominam. Truchtałeś sobie-zaśmiałam się.
-To byłem ja.
-Boże, przecież ja na ciebie nakrzyczałam-zaczęłam panikować.
-Tylko troszeczkę, ale wiesz co? To była chyba najmilsza rzecz jaka mi się przytrafiła tamtego dnia.
-Dlaczego?
-Bo to był dowód, że mnie nie rozpoznałaś, a tego właśnie chciałem.
-Czekaj, chcesz mi wmówić, że poszedłeś biegać do najbardziej zatłoczonego miejsca w mieście?
-Byłem lekko wkurzony na chłopaków, ok? Nie wiedziałem, co robię-wytłumaczył.
-Dokładnie tak jak teraz. Będąc ze mną-mruknęłam.
-Słyszałem.
-Też cię kocham-mocniej ścisnęłam jego dłoń.
___________________________________________________
Nie wierzę, że to dodaję -.-
Rozdział bez wyrazu, ale postaram się poprawić w następnym.
Mam pomysł i jedną akcję, która wszystko zmieni tylko mam problem, żeby do niej dobrnąć, ale coś się wymyśli.
Przepraszam, że tyle czasu mnie nie było, ale te matury wyssały ze mnie wszystkie pokłady energii i chęci do życia.
Mam nadzieję, że mam jeszcze jakichś czytelników :)
Nie wiem kiedy kolejny rozdział.
Jak zepnę dupę to będzie jeszcze w czerwcu, a jak nie to bajo.
A i jeszcze jedno.. Powoli kończę przygodę z opowiadaniami i zbliżam się do zakończenia swojej "kariery pisarskiej", co prowadzi do końca historii moich bohaterów. Wiem, że płakać nie będziecie, ale tak tylko informuję na przyszłość, żeby nie było szoku, że to koniec itp.
-Wiesz, że pół roku temu spotkaliśmy się po raz pierwszy?-minimalnie się odsunął.
-Przecież casting był 3 miesiące temu-odparłam.
-Wtedy się poznaliśmy, ale chodzi mi o spotkanie, kochanie-wziął mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę centrum. Próbowałam sobie przypomnieć, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-Niemożliwe, żeby coś takiego mogło się zdarzyć. Pamiętałabym-powiedziałam stanowczo.
-No tak, mogłaś mnie nie rozpoznać. Miałem czapkę z daszkiem, kaptur i okulary przeciwsłoneczne. Wpadliśmy na siebie w parku. Bardzo się spieszyłaś.
-Lola, chodź szybciej, bo znowu się spóźnimy-marudziłam.
-Ale szybciej nie dam rady i tak idziemy w zniewalająco szybkim tempie-wydyszała-Chodźmy przez park, będzie szybciej.
-Dobra-i od razu przeszłyśmy przez ulicę.
-Możesz mi przypomnieć dlaczego tak pędzimy?-ruda nie dawała za wygraną. Złapałam ją za ramię, zatrzymując się.
-Jak to? Nie wiesz gdzie idziemy?-zdziwiłam się-Robię to dla ciebie, a ty nawet nie wiesz dlaczego?
-Chcesz, żebym wypluła płuca? Dzięki-oparła dłonie o kolana i głęboko oddychała.
-Justin Timberlake jest w sklepie muzycznym dwie przecznice stąd i podpisuje płyty-powiedziałam zachęcającym głosem.
-Co? Idziemy!!-szarpnęła moją rękę i pędem ruszyłyśmy przez park-Nie mam płyty-załamała się.
-Wiem, ale ja ją mam. Wczoraj kupiłam-czułam ucisk w łydkach.
-Jesteś kochana-zaczęła piszczeć.
-To też wiem-spojrzałam na Lolę i poczułam jak moja głowa odbija się od ubitej ziemi.
-Przepraszam-nade mną stał mężczyzna-Żyjesz?-pomógł mi wstać.
-Tak, ale następnym razem uważaj jak chodzisz! Miałam szczęście, że to tylko trawnik!
-Jeszcze raz przepraszam. Mogę zadzwonić po pogotowie-poprawił okulary.
-Nie! Spieszymy się-wtrąciła przyjaciółka i już nas nie było.
-Teraz sobie przypominam. Truchtałeś sobie-zaśmiałam się.
-To byłem ja.
-Boże, przecież ja na ciebie nakrzyczałam-zaczęłam panikować.
-Tylko troszeczkę, ale wiesz co? To była chyba najmilsza rzecz jaka mi się przytrafiła tamtego dnia.
-Dlaczego?
-Bo to był dowód, że mnie nie rozpoznałaś, a tego właśnie chciałem.
-Czekaj, chcesz mi wmówić, że poszedłeś biegać do najbardziej zatłoczonego miejsca w mieście?
-Byłem lekko wkurzony na chłopaków, ok? Nie wiedziałem, co robię-wytłumaczył.
-Dokładnie tak jak teraz. Będąc ze mną-mruknęłam.
-Słyszałem.
-Też cię kocham-mocniej ścisnęłam jego dłoń.
___________________________________________________
Nie wierzę, że to dodaję -.-
Rozdział bez wyrazu, ale postaram się poprawić w następnym.
Mam pomysł i jedną akcję, która wszystko zmieni tylko mam problem, żeby do niej dobrnąć, ale coś się wymyśli.
Przepraszam, że tyle czasu mnie nie było, ale te matury wyssały ze mnie wszystkie pokłady energii i chęci do życia.
Mam nadzieję, że mam jeszcze jakichś czytelników :)
Nie wiem kiedy kolejny rozdział.
Jak zepnę dupę to będzie jeszcze w czerwcu, a jak nie to bajo.
A i jeszcze jedno.. Powoli kończę przygodę z opowiadaniami i zbliżam się do zakończenia swojej "kariery pisarskiej", co prowadzi do końca historii moich bohaterów. Wiem, że płakać nie będziecie, ale tak tylko informuję na przyszłość, żeby nie było szoku, że to koniec itp.
piątek, 7 lutego 2014
Chwila nieuwagi i czujesz się winnym do końca życia.
Zanim zdążyłam wejść na górę, Max znalazł się obok mnie.
-Nathan dzwonił. Mają problem z dziennikarzami-powiedział.
-To coś poważnego?-zapytałam.
-Krążą po posesji. Muszę wracać-pocałował mnie w czoło.
-Ale jak to? Przecież..
-Wejdę od tyłu. Nie martw się. Nie pierwszy raz będę to robił-uśmiechnął się. Naciągnął kaptur na głowę i wyszedł. No pięknie. I co ja będę teraz robić? Chyba zanudzę się na śmierć. Wyjrzałam przez kuchenne okno i zobaczyłam nowego sąsiada, męczącego się z pudłami na werandzie. Wpadłam na genialny pomysł! Takie rzeczy tylko u mnie w głowie siedzą. Założyłam bluzę i wyszłam na zewnątrz.
-Może pomóc?-zapytałam, przechodząc przez ulicę. Chłopak spojrzał w moją stronę.
-Musi ci się naprawdę nudzić, jeśli chcesz się męczyć z zakurzonymi kartonami-powiedział z założonymi rękami.
-Trafiłeś w dziesiątkę-zaśmiałam się-Too.. Od czego mam zacząć?-rozejrzałam się.
-Może od tamtych rzeczy. Powinny być lekkie-wskazał torby leżące na schodach.
-Gdzie je postawić!-krzyknęłam będąc w środku.
-Jestem za tobą-szepnął. Wystraszył mnie i z tego wszystkiego upuściłam pudło.
-Przepraszam-odwróciłam się twarzą do niego-Mam nadzieję, że nie było tu nic ważnego-patrzyłam z nadzieją, że powie "tak".
-Tylko pare książek-machnął ręką. Odetchnęłam z ulgą-I talerzy-dodał.
-Kto kładzie talerze i książki razem?-zdziwiłam się, a on spojrzał na mnie wymownie-No tak.. Ty.
-Nie przejmuj się tym. Może są całe-wziął karton i zaniósł do pomieszczenia gdzie ma być kuchnia.
-Od kiedy będziesz tu mieszkał?-zapytałam, rozglądając się.
-Dziś będzie pierwsza noc-wyjął książki.
-Co? Przecież tu nie da się żyć-stwierdziłam.
-Może do wieczora sobie poradzimy, hę? A z resztą łóżko mi wystarczy-uśmiechnął się.
-Daj, pomogę ci-już miałam wziąć się za rozpakowywanie rzeczy, gdy ciemny blondyn syknął z bólu. Wyciągnął dłoń, która była zakrwawiona. Spojrzałam na cieknącą krew i zrobiło mi się słabo.
-Powinieneś iść do lekarza.
-Nic mi nie jest-owinął ranę ścierką-Ale chyba ty nie najlepiej się czujesz. Chodźmy na świeże powietrze-wziął mnie za ramię i wyprowadził na patio, gdzie usiedliśmy na schodach-Już lepiej?-bacznie mnie obserwował.
-Tak-odpowiedziałam-Chyba trzeba to opatrzyć-wskazałam na przesiąknięty krwią kawałek materiału.
-Później to zrobię. W którymś pudle mam apteczkę-machnął zdrową ręką.
-Lepiej będzie jak pójdziemy do mnie. Przynajmniej wiem gdzie leży bandaż i woda utleniona-starałam się uśmiechnąć-Ja ci tego nie zdezynfekuję, ale moja mama..
-Ech, niech będzie-pomógł mi wstać.
-Bardzo boli?-zapytałam, wchodząc do domu.
-Niee-mruknął. Wiem, że go boli, a do tego cały czas leci krew.
-Mamo!-krzyknęłam.
-Już idę-odpowiedziała-Co się stało?-zapytała na schodach.
-Mnie nic, ale naszemu nowemu sąsiadowi-wzięłam jego dłoń i pokazałam Ninie.
-Boże-szepnęła-Chodźcie do kuchni-wyjęła apteczkę z szafki. Odwinęła materiał i skrzywiła się na widok podłużnej rany. Znowu zrobiło mi się słabo.
-Poczekam w salonie-starałam się nie stracić równowagi i jako tako dojść do kanapy. Nie moją winą jest to, że krew mnie obrzydza. Lubię czytać horrory, ale w realu.. Fuuu!
-Mogę to zabandażować, ale i tak musisz jechać do chirurga. Chyba będą potrzebne szwy-słyszałam jak mówi Nina.
-Dobrze. Bardzo dziękuję.
-I jeszcze jedno.. Nie noś ciężkich rzeczy, bo rana może się poszerzać-ostrzegła go.
-Będę pamiętał. Magi, dziękuję za pomoc-wszedł do pomieszczenia-I przepraszam.
-Wren nie masz za co. To ja powinnam to zrobić. Przeze mnie się skaleczyłeś-sąsiad zajął miejsce obok mnie, a ja serio czułam się winna.
-Margo, jadę do Cat-przerwała nam Nina-Będę wieczorem. Do zobaczenia.
-Do widzenia.
-Pa-i oto właśnie takim sposobem zostaliśmy sami. Zrobiła to specjalnie. Mogę się o to założyć.
-A wracając do tematu..-słodko się uśmiechnął-Byłem nieuważny i tyle.
-Pff.. Dla mnie to możesz nawet czołgiem przyjechać, a zdania nie zmienię-zażartowałam.
-Zapamiętam-jego twarz wyrażała małe, skupiające się dziecko. Jak to niektórzy mówią "można by je schrupać". Oczywiście też się uśmiechnęłam.
-Czemu się tu przeprowadziłeś?-zapytałam.
-Studiuję na Oxfordzie. Wiesz, stąd jest bliżej niż z Irlandii.
-No tak. Chcesz coś do picia?-zaproponowałam.
-Czemu nie-wzruszył ramionami. Zrobiłam dwie herbaty i wróciliśmy do rozmowy.
-Co studiujesz?-usiadłam wygodnie na sofie.
-Medycynę. To na razie pierwszy rok, ale chcę zostać chirurgiem. Dziwny zbieg okoliczności, prawda?-uniósł zabandażowaną dłoń.
-Tak-było mi go szkoda. Widać, że krew dalej leciała i cały opatrunek zaraz będzie do wymiany.
-A ty, co robisz?-zauważył jak przypatrywałam się bandażowi.
-Kończę liceum-spojrzałam w jego oczy.
-I co potem?
-Nie mam pojęcia-zrobiłam wielkie oczy.
-Chyba jak każdy.
-Raczej tak-biorąc kubek ze stolika, zaczepiłam nogą jego dłoń. Jęknął z bólu-O nie. Wstawaj!-poleciłam mu-Jedziemy do lekarza.
-Nie-odparł krótko.
-Jakoś mnie to nie interesuje-zadzwoniłam po taksówkę.
-Ale jesteś uparta-przewrócił oczami.
-Wiem-napisałam karteczkę z informacją gdzie jestem, gdyby Nina wróciła przede mną-Pakuj się do auta-powiedziałam.
-Panie przodem otworzył mi drzwi.
-Masz dokumenty?-zapytałam w drodze.
-Prawo jazdy zawsze noszę przy sobie.
-Ok.
-I jak?-zapytałam.
-Dostałem środek znieczulający i jest znośnie-odparł.
-Miał pan dużo szczęścia. Proszę podziękować znajomej-wtrącił lekarz i odszedł.
-Dziękuję za to, że jesteś uparta-pokazał zęby w szerokim uśmiechu.
-Nie ma za co-machnęłam ręką-Rana była bardzo głęboka?
-Nie. Tyle, że miałem jeszcze drobinki szkła-powiedział to tak, jakby zdarzało mu się to na co dzień.
-Brzmi groźnie. Masz szwy?-no co? Jestem po prostu ciekawa.
-Tak. Za tydzień mam się tu pokazać. Masz ochotę na spacer, czy zadzwonić po taksówkę?-zapytał, gdy wyszliśmy na zewnątrz.
-Spacer.. może być-była ładna pogoda, co rzadko zdarza się w Londynie, więc trzeba korzystać, prawda?
-Magi..?-mruknął.
-Tak?-zapytałam pół przytomna.
-Chyba się zamyśliłaś-powiedział niepewnie.
-Troszeczkę. Często tak mam-machnęłam ręką.
-Hmm-chrząknął.
-Tom?-zdziwiłam się widząc, idącego naprzeciw nam bruneta-Co ty tu robisz?
-Chciałem zapytać o to samo-spojrzał przelotnie na Wrena-Idę po wyniki, a ty?
-Robiłeś badania? Czekaj.. Idziesz po wyniki? Max mówił, że macie oblężenie reporterów..
-Dlatego wyszedłem..
-Takim sposobem jak Max wszedł?-przerwałam mu.
-Dokładnie-uśmiechnął się-Więc? Co tu robisz?-dociekał.
-Wren z mojej winy się skaleczył. Wyglądało groźnie i przyjechaliśmy-wyjaśniłam-Na co się badałeś?
-Na głowę-zaśmiał się.
-Oj, to już za późno na leczenie-klepnęłam go w ramię. Mój sąsiad tylko przysłuchiwał się rozmowie.
-Nie no. Kelsey musiała zrobić parę testów, dotyczące tych zajęć tanecznych.
-No tak.
-Dobra, spadam. Bo jeszcze zamkną laboratorium i że tak powiem: będę w dupie-pomachał mi na pożegnanie.
-Dobry znajomy?-zapytał ciemny blondyn.
-Tak. Bardzo dobry.
-Nathan dzwonił. Mają problem z dziennikarzami-powiedział.
-To coś poważnego?-zapytałam.
-Krążą po posesji. Muszę wracać-pocałował mnie w czoło.
-Ale jak to? Przecież..
-Wejdę od tyłu. Nie martw się. Nie pierwszy raz będę to robił-uśmiechnął się. Naciągnął kaptur na głowę i wyszedł. No pięknie. I co ja będę teraz robić? Chyba zanudzę się na śmierć. Wyjrzałam przez kuchenne okno i zobaczyłam nowego sąsiada, męczącego się z pudłami na werandzie. Wpadłam na genialny pomysł! Takie rzeczy tylko u mnie w głowie siedzą. Założyłam bluzę i wyszłam na zewnątrz.
-Może pomóc?-zapytałam, przechodząc przez ulicę. Chłopak spojrzał w moją stronę.
-Musi ci się naprawdę nudzić, jeśli chcesz się męczyć z zakurzonymi kartonami-powiedział z założonymi rękami.
-Trafiłeś w dziesiątkę-zaśmiałam się-Too.. Od czego mam zacząć?-rozejrzałam się.
-Może od tamtych rzeczy. Powinny być lekkie-wskazał torby leżące na schodach.
-Gdzie je postawić!-krzyknęłam będąc w środku.
-Jestem za tobą-szepnął. Wystraszył mnie i z tego wszystkiego upuściłam pudło.
-Przepraszam-odwróciłam się twarzą do niego-Mam nadzieję, że nie było tu nic ważnego-patrzyłam z nadzieją, że powie "tak".
-Tylko pare książek-machnął ręką. Odetchnęłam z ulgą-I talerzy-dodał.
-Kto kładzie talerze i książki razem?-zdziwiłam się, a on spojrzał na mnie wymownie-No tak.. Ty.
-Nie przejmuj się tym. Może są całe-wziął karton i zaniósł do pomieszczenia gdzie ma być kuchnia.
-Od kiedy będziesz tu mieszkał?-zapytałam, rozglądając się.
-Dziś będzie pierwsza noc-wyjął książki.
-Co? Przecież tu nie da się żyć-stwierdziłam.
-Może do wieczora sobie poradzimy, hę? A z resztą łóżko mi wystarczy-uśmiechnął się.
-Daj, pomogę ci-już miałam wziąć się za rozpakowywanie rzeczy, gdy ciemny blondyn syknął z bólu. Wyciągnął dłoń, która była zakrwawiona. Spojrzałam na cieknącą krew i zrobiło mi się słabo.
-Powinieneś iść do lekarza.
-Nic mi nie jest-owinął ranę ścierką-Ale chyba ty nie najlepiej się czujesz. Chodźmy na świeże powietrze-wziął mnie za ramię i wyprowadził na patio, gdzie usiedliśmy na schodach-Już lepiej?-bacznie mnie obserwował.
-Tak-odpowiedziałam-Chyba trzeba to opatrzyć-wskazałam na przesiąknięty krwią kawałek materiału.
-Później to zrobię. W którymś pudle mam apteczkę-machnął zdrową ręką.
-Lepiej będzie jak pójdziemy do mnie. Przynajmniej wiem gdzie leży bandaż i woda utleniona-starałam się uśmiechnąć-Ja ci tego nie zdezynfekuję, ale moja mama..
-Ech, niech będzie-pomógł mi wstać.
-Bardzo boli?-zapytałam, wchodząc do domu.
-Niee-mruknął. Wiem, że go boli, a do tego cały czas leci krew.
-Mamo!-krzyknęłam.
-Już idę-odpowiedziała-Co się stało?-zapytała na schodach.
-Mnie nic, ale naszemu nowemu sąsiadowi-wzięłam jego dłoń i pokazałam Ninie.
-Boże-szepnęła-Chodźcie do kuchni-wyjęła apteczkę z szafki. Odwinęła materiał i skrzywiła się na widok podłużnej rany. Znowu zrobiło mi się słabo.
-Poczekam w salonie-starałam się nie stracić równowagi i jako tako dojść do kanapy. Nie moją winą jest to, że krew mnie obrzydza. Lubię czytać horrory, ale w realu.. Fuuu!
-Mogę to zabandażować, ale i tak musisz jechać do chirurga. Chyba będą potrzebne szwy-słyszałam jak mówi Nina.
-Dobrze. Bardzo dziękuję.
-I jeszcze jedno.. Nie noś ciężkich rzeczy, bo rana może się poszerzać-ostrzegła go.
-Będę pamiętał. Magi, dziękuję za pomoc-wszedł do pomieszczenia-I przepraszam.
-Wren nie masz za co. To ja powinnam to zrobić. Przeze mnie się skaleczyłeś-sąsiad zajął miejsce obok mnie, a ja serio czułam się winna.
-Margo, jadę do Cat-przerwała nam Nina-Będę wieczorem. Do zobaczenia.
-Do widzenia.
-Pa-i oto właśnie takim sposobem zostaliśmy sami. Zrobiła to specjalnie. Mogę się o to założyć.
-A wracając do tematu..-słodko się uśmiechnął-Byłem nieuważny i tyle.
-Pff.. Dla mnie to możesz nawet czołgiem przyjechać, a zdania nie zmienię-zażartowałam.
-Zapamiętam-jego twarz wyrażała małe, skupiające się dziecko. Jak to niektórzy mówią "można by je schrupać". Oczywiście też się uśmiechnęłam.
-Czemu się tu przeprowadziłeś?-zapytałam.
-Studiuję na Oxfordzie. Wiesz, stąd jest bliżej niż z Irlandii.
-No tak. Chcesz coś do picia?-zaproponowałam.
-Czemu nie-wzruszył ramionami. Zrobiłam dwie herbaty i wróciliśmy do rozmowy.
-Co studiujesz?-usiadłam wygodnie na sofie.
-Medycynę. To na razie pierwszy rok, ale chcę zostać chirurgiem. Dziwny zbieg okoliczności, prawda?-uniósł zabandażowaną dłoń.
-Tak-było mi go szkoda. Widać, że krew dalej leciała i cały opatrunek zaraz będzie do wymiany.
-A ty, co robisz?-zauważył jak przypatrywałam się bandażowi.
-Kończę liceum-spojrzałam w jego oczy.
-I co potem?
-Nie mam pojęcia-zrobiłam wielkie oczy.
-Chyba jak każdy.
-Raczej tak-biorąc kubek ze stolika, zaczepiłam nogą jego dłoń. Jęknął z bólu-O nie. Wstawaj!-poleciłam mu-Jedziemy do lekarza.
-Nie-odparł krótko.
-Jakoś mnie to nie interesuje-zadzwoniłam po taksówkę.
-Ale jesteś uparta-przewrócił oczami.
-Wiem-napisałam karteczkę z informacją gdzie jestem, gdyby Nina wróciła przede mną-Pakuj się do auta-powiedziałam.
-Panie przodem otworzył mi drzwi.
-Masz dokumenty?-zapytałam w drodze.
-Prawo jazdy zawsze noszę przy sobie.
-Ok.
* * *
Ile można czekać? Zaczęłam się niecierpliwić. No sorry, ale po 40 min siedzenia chyba mam do tego prawo. Wreszcie moim oczom ukazał się Wren. Automatycznie się uśmiechnęłam. Spojrzałam na jego dłoń. Opatrunek był mniejszy. To dobrze.-I jak?-zapytałam.
-Dostałem środek znieczulający i jest znośnie-odparł.
-Miał pan dużo szczęścia. Proszę podziękować znajomej-wtrącił lekarz i odszedł.
-Dziękuję za to, że jesteś uparta-pokazał zęby w szerokim uśmiechu.
-Nie ma za co-machnęłam ręką-Rana była bardzo głęboka?
-Nie. Tyle, że miałem jeszcze drobinki szkła-powiedział to tak, jakby zdarzało mu się to na co dzień.
-Brzmi groźnie. Masz szwy?-no co? Jestem po prostu ciekawa.
-Tak. Za tydzień mam się tu pokazać. Masz ochotę na spacer, czy zadzwonić po taksówkę?-zapytał, gdy wyszliśmy na zewnątrz.
-Spacer.. może być-była ładna pogoda, co rzadko zdarza się w Londynie, więc trzeba korzystać, prawda?
-Magi..?-mruknął.
-Tak?-zapytałam pół przytomna.
-Chyba się zamyśliłaś-powiedział niepewnie.
-Troszeczkę. Często tak mam-machnęłam ręką.
-Hmm-chrząknął.
-Tom?-zdziwiłam się widząc, idącego naprzeciw nam bruneta-Co ty tu robisz?
-Chciałem zapytać o to samo-spojrzał przelotnie na Wrena-Idę po wyniki, a ty?
-Robiłeś badania? Czekaj.. Idziesz po wyniki? Max mówił, że macie oblężenie reporterów..
-Dlatego wyszedłem..
-Takim sposobem jak Max wszedł?-przerwałam mu.
-Dokładnie-uśmiechnął się-Więc? Co tu robisz?-dociekał.
-Wren z mojej winy się skaleczył. Wyglądało groźnie i przyjechaliśmy-wyjaśniłam-Na co się badałeś?
-Na głowę-zaśmiał się.
-Oj, to już za późno na leczenie-klepnęłam go w ramię. Mój sąsiad tylko przysłuchiwał się rozmowie.
-Nie no. Kelsey musiała zrobić parę testów, dotyczące tych zajęć tanecznych.
-No tak.
-Dobra, spadam. Bo jeszcze zamkną laboratorium i że tak powiem: będę w dupie-pomachał mi na pożegnanie.
-Dobry znajomy?-zapytał ciemny blondyn.
-Tak. Bardzo dobry.
* * *
Wreszcie w łóżku! Ten dzień był bardzo męczący, a teraz mogę spokojnie sobie pójść spać *o*
Jestem padnięta! Wieczorem pomogłam Wrenowi wtaszczyć resztę pudeł do domu. Niestety, przez to zaniedbałam mojego chłopaka, nie odpisując na jego smsy. Nawet teraz nie mam siły, żeby wyciągnąć rękę po telefon. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
-Kochanie, wstawaj-usłyszałam Ninę. Otworzyłam oczy i spojrzałam jak kładzie czyste ubrania na biurko.
-Masz wolne?-zdziwiłam się. Chyba jeszcze nigdy nie miała wolnego.
-Nie. Mam biznesowe spotkanie o dziesiątej-usiadła na brzegu łóżka.-A ty jakie masz plany na dziś?
-Znając życie i Nathana to całe the Wanted wpakują się nam na chatę-westchnęłam-Masz coś przeciwko?
-Nie o ile niczego sobie i tobie nie zrobią-pogładziła mnie po policzku.
-O to nie musisz się martwić.
-Margo nie chcę, żebyś czuła się przesłuchiwana, ale muszę o coś zapytać-zaczęła niepewnie.
-Jasne, mów-próbowałam ją zachęcić.
-Jak poznałaś Wrena? Z tego co zauważyłam to jest starszy od ciebie.
-Mamo..-usiadłam-Przyszedł do nas i się przedstawił. I jest tylko rok straszy-wyjaśniłam-U Maxa jakoś nie masz z tym problemu.
-No właśnie Słońce. Masz Maxa. Musisz uważać, żeby ich nie zranić.
-Wiem. Po prostu jestem miła-westchnęłam.
-Muszę już iść. Pa-pocałowała mnie w czoło i wyszła. Czy ona pomyślała, że zdradzę Maxa z sąsiadem? NIGDY! No.. Czasem zdarzają się takie sytuacje, ale tylko w filmach, a Wren to tylko kumpel.
Wstałam, ale nie chciało mi się przebierać, więc poszłam zjeść w rozciągniętej koszule i bieliźnie. Nie byłam za bardzo głodna, ale zmusiłam się na musli z jogurtem. Usłyszałam dzwonek. Zerknęłam przez szybę w drzwiach kto to, a gdy ujrzałam mojego chłopaka, otworzyłam.
-Hej-uśmiechnęłam się.
-Cześć-cmoknął mnie w czoło. Za nim weszła reszta grupy. Kurde, nie widziałam ich wcześniej. Tak to bym nie otworzyła póki się nie przebiorę, a teraz..
-Sexi wdzianko-zażartował Nathan, przytulając mnie, a ja zrobiłam się czerwona na twarzy.
-Rozgośćcie się, a ja pójdę się ogarnąć-ściągnęłam niżej bluzkę i szybkim krokiem poszłam na górę. Gdy wyjmowałam ciuchy z szafy, usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Georga.
-Czemu nie odpisałaś?-zapytał.
-Przepraszam, nie miałam siły-wyjaśniłam.
-Tom mówił, że cię wczoraj widział.. Z jakimś chłopakiem-widać, że był z tego niezadowolony.
-Tak, spotkaliśmy się-przyznałam mu rację, przebierając się.
-Z kim byłaś?
-Z sąsiadem. Max, proszę cię. Daruj sobie i mnie to przesłuchanie-westchnęłam.
-Ja po prostu jestem ciekawy-rozłożył się na łóżku. Mimo umięśnionego ciała wyglądał bardzo niewinnie, wręcz uroczo. Zajęłam miejsce na krześle, bacznie go obserwując. Widziałam, jak spina i rozluźnia mięśnie przedramion.
-Ciekawy, czy zazdrosny?-starałam się uśmiechnąć.
-Zgadnij-podszedł do mnie i mocno mnie objął. Poczułam jego ciepło i moje ulubione perfumy.
-Jesteś kochany-dałam mu całusa.
-Może powinniśmy wrócić. Boję się, że spalą ci kuchnię-powiedział chłopak.
-Oni robią coś w kuchni?-zdziwiłam się.
-Tom zgłodniał.
-O Boże-wystraszyłam się i pędem rzuciłam się po schodach. Na szczęście nie czułam spalenizny ani nie słyszałam sygnału wozu strażackiego. Wręcz przeciwnie. W powietrzu unosił się zapach tostów.
-Głodna?-zapytał Jay. Patrzyłam jak chowa toster.
-Nie-pokiwałam przecząco głową-Co robicie?
-Jemy-odparł Parker z pełną buzią. Tylko westchnęłam.
-Kuchnia cała?-przytulił mnie Max.
-Tak-uśmiechnęłam się.
-To dlatego byłaś taka wystraszona-Nathan machał na lewą i prawą ciepłym chlebem.
-Raniiiiisz-Siva udawał smutnego.
-Może jak się już najecie to pójdziemy się przejść?-zaproponował Łysol.
-O nie. Nie mam zamiaru uciekać przed fankami przez pół miasta.
-Oj Magi-mruknął Sykes.
-Przecież to świetna zabawa-zaśmiał się loczek.
-Niee.
-To chodźmy do kina. Zadzwonię po dziewczyny i możemy iść-mulat wyciągnął komórkę z bluzy.
-Ta opcja mi się podoba-poparłam Irlandczyka.
-Nath, zadzwoń po Agathę. Może chciałaby pójść z nami-zaproponował Max. Wraz z Sykesem wymieniliśmy się spojrzeniami.
-No nie wiem..-zaczął niepewnie.
-Jak ty nie zadzwonisz to ja to zrobię. Przecież dobrze się bawiliście w Las Vegas.
-Cały czas sam na sam-zachichotał Tom.
-Dobra! Zapytam się-dał im za wygraną i wyszedł z telefonem przy uchu.
____________________________________
Dziękuję za te nominacje :D
Jesteście kochane <3
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Pisany chyba z miesiąc o.O
I straszne długi wyszedł. Nie wiem dlaczego :P
Także ten.. Czekam na wasze wrażenia w komentarzach :)
-Kochanie, wstawaj-usłyszałam Ninę. Otworzyłam oczy i spojrzałam jak kładzie czyste ubrania na biurko.
-Masz wolne?-zdziwiłam się. Chyba jeszcze nigdy nie miała wolnego.
-Nie. Mam biznesowe spotkanie o dziesiątej-usiadła na brzegu łóżka.-A ty jakie masz plany na dziś?
-Znając życie i Nathana to całe the Wanted wpakują się nam na chatę-westchnęłam-Masz coś przeciwko?
-Nie o ile niczego sobie i tobie nie zrobią-pogładziła mnie po policzku.
-O to nie musisz się martwić.
-Margo nie chcę, żebyś czuła się przesłuchiwana, ale muszę o coś zapytać-zaczęła niepewnie.
-Jasne, mów-próbowałam ją zachęcić.
-Jak poznałaś Wrena? Z tego co zauważyłam to jest starszy od ciebie.
-Mamo..-usiadłam-Przyszedł do nas i się przedstawił. I jest tylko rok straszy-wyjaśniłam-U Maxa jakoś nie masz z tym problemu.
-No właśnie Słońce. Masz Maxa. Musisz uważać, żeby ich nie zranić.
-Wiem. Po prostu jestem miła-westchnęłam.
-Muszę już iść. Pa-pocałowała mnie w czoło i wyszła. Czy ona pomyślała, że zdradzę Maxa z sąsiadem? NIGDY! No.. Czasem zdarzają się takie sytuacje, ale tylko w filmach, a Wren to tylko kumpel.
Wstałam, ale nie chciało mi się przebierać, więc poszłam zjeść w rozciągniętej koszule i bieliźnie. Nie byłam za bardzo głodna, ale zmusiłam się na musli z jogurtem. Usłyszałam dzwonek. Zerknęłam przez szybę w drzwiach kto to, a gdy ujrzałam mojego chłopaka, otworzyłam.
-Hej-uśmiechnęłam się.
-Cześć-cmoknął mnie w czoło. Za nim weszła reszta grupy. Kurde, nie widziałam ich wcześniej. Tak to bym nie otworzyła póki się nie przebiorę, a teraz..
-Sexi wdzianko-zażartował Nathan, przytulając mnie, a ja zrobiłam się czerwona na twarzy.
-Rozgośćcie się, a ja pójdę się ogarnąć-ściągnęłam niżej bluzkę i szybkim krokiem poszłam na górę. Gdy wyjmowałam ciuchy z szafy, usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Odwróciłam się i ujrzałam Georga.
-Czemu nie odpisałaś?-zapytał.
-Przepraszam, nie miałam siły-wyjaśniłam.
-Tom mówił, że cię wczoraj widział.. Z jakimś chłopakiem-widać, że był z tego niezadowolony.
-Tak, spotkaliśmy się-przyznałam mu rację, przebierając się.
-Z kim byłaś?
-Z sąsiadem. Max, proszę cię. Daruj sobie i mnie to przesłuchanie-westchnęłam.
-Ja po prostu jestem ciekawy-rozłożył się na łóżku. Mimo umięśnionego ciała wyglądał bardzo niewinnie, wręcz uroczo. Zajęłam miejsce na krześle, bacznie go obserwując. Widziałam, jak spina i rozluźnia mięśnie przedramion.
-Ciekawy, czy zazdrosny?-starałam się uśmiechnąć.
-Zgadnij-podszedł do mnie i mocno mnie objął. Poczułam jego ciepło i moje ulubione perfumy.
-Jesteś kochany-dałam mu całusa.
-Może powinniśmy wrócić. Boję się, że spalą ci kuchnię-powiedział chłopak.
-Oni robią coś w kuchni?-zdziwiłam się.
-Tom zgłodniał.
-O Boże-wystraszyłam się i pędem rzuciłam się po schodach. Na szczęście nie czułam spalenizny ani nie słyszałam sygnału wozu strażackiego. Wręcz przeciwnie. W powietrzu unosił się zapach tostów.
-Głodna?-zapytał Jay. Patrzyłam jak chowa toster.
-Nie-pokiwałam przecząco głową-Co robicie?
-Jemy-odparł Parker z pełną buzią. Tylko westchnęłam.
-Kuchnia cała?-przytulił mnie Max.
-Tak-uśmiechnęłam się.
-To dlatego byłaś taka wystraszona-Nathan machał na lewą i prawą ciepłym chlebem.
-Raniiiiisz-Siva udawał smutnego.
-Może jak się już najecie to pójdziemy się przejść?-zaproponował Łysol.
-O nie. Nie mam zamiaru uciekać przed fankami przez pół miasta.
-Oj Magi-mruknął Sykes.
-Przecież to świetna zabawa-zaśmiał się loczek.
-Niee.
-To chodźmy do kina. Zadzwonię po dziewczyny i możemy iść-mulat wyciągnął komórkę z bluzy.
-Ta opcja mi się podoba-poparłam Irlandczyka.
-Nath, zadzwoń po Agathę. Może chciałaby pójść z nami-zaproponował Max. Wraz z Sykesem wymieniliśmy się spojrzeniami.
-No nie wiem..-zaczął niepewnie.
-Jak ty nie zadzwonisz to ja to zrobię. Przecież dobrze się bawiliście w Las Vegas.
-Cały czas sam na sam-zachichotał Tom.
-Dobra! Zapytam się-dał im za wygraną i wyszedł z telefonem przy uchu.
____________________________________
Dziękuję za te nominacje :D
Jesteście kochane <3
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Pisany chyba z miesiąc o.O
I straszne długi wyszedł. Nie wiem dlaczego :P
Także ten.. Czekam na wasze wrażenia w komentarzach :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)